Witam bardzo, ale to bardzo serdecznie, a nawet jeszcze bardziej. Z pokorą i podwiniętym ogonem przepraszam się z blogiem i wszystkimi tymi, którzy chyba już tylko siłą rozpędu i przyzwyczajenia zaglądają w te zapuszczone progi. Tłumaczenie żadne nie będzie odpowiednie, co tam dopiero wystarczające. Czas i życie robią z nami co i chcą. Przy braku odrobiny organizacji, robią potrójnie co i chcą.
W każdym razie zaglądałam, czasem; myślałam, często. Zaczynam przepraszać się z pracami ręcznymi. Co powiedzą zdrętwiałe dłonie, zobaczymy. Póki co, same radości. Dzieci rosną. Za chwilkę zakończą kolejny rok nauki. Mam nadzieję, że z takimi samymi wynikami, jak na poszczególne semestry i podsemestry. Kasiuk szykuje się do zmiany szkoły. Kończy pierwszy etap nauki. Po wakacjach wywędruje do gimnazjum. Troszkę się boję... Dorastają te moje pisklaki, mądrzeją, zaskakują. Choć myślę, że w porównaniu z rówieśnikami znad Wisły bardzo jeszcze naiwne są i niewinne. Za co z całego serca Niebiosom dziękuję!
Pogodę mamy w kratkę dziką. Od 30 st.C do 15 następnego dnia. Co to będzie, co?
Szpakowate przegoniły wiewióry. Hałasy pisklatych za oknem cudne. Kardynały panoszą się po okolicy i dobrze. Ogródek nabiera sił i mocy.
Od Madziuli otrzymałam w ostatnich dniach kartkę bożonarodzeniową, zwrotną. Blisko pół roku wędrowała i wróciła. Myślę sobie, czy tylko ona jedna?!
Pozdrawiam gorąco i słonecznie