Witam najcieplej.
Dziś drugie wejście z ogonkiem bez oczka. Może odwrotnie. Może oba są lub ich nie ma. W każdym razie przybywam z pierwszym w tym miesiącu wpisem i kawałkiem pracy do dokończenia. W żółwim tempie nadrabiam zaległości i ciach, ciach podcinam ogonek. W zabawie u Meri to wszystko.
Przybyło "mnie" caluchną jedną dynię. W ten sposób niewiele zostało do dokończenia. Trzy sprężynki, jakieś kwiecie, cienie i podcienie; i będzie...
To ta największa, na planie pierwszym, najkolorowsza i z tajemnym H wyrytym. Pewnie ona hokkaido.
Ze spraw nierobótkowych. Sypnęło u nas śniegiem. Półtora dnia w paraliżu. Niby bowiem nic, ale jednak zawsze coś. Zaspy się na niemal dorosłego człowieka potworzyły. Cała rodzina złachana od łopatą machania. Auta za kurhaniki robiły, wyjazd co odrobiony, to pługiem zasypany, robota głupiego. Jakie to szczęście, że dojazd u nas tylko na dwa samochody długi. W piątek zadeszczy i po śniegu wspomnienie zostanie. Ale zimę dwa razy w tym sezonie mieliśmy. Zaliczone, odhaczone. Można wczoraj wyjęte kozaki schować!
Pozdrawiam cieplutko i słonecznie.