środa, 14 sierpnia 2019

Z pamiętnika...

...taki sobie cykl wymyśliłam...
Witam najcieplej.
Robótek póki co jest mało. Czasu i werwy do poczynań też jak na lekarstwo, a jakoś trzeba działać, by zielskiem chwaścistym blog nie zarósł. Tak jak mój ogródek zarasta niestety. Perz i jakieś inne mniej chętne do pozwolenia wyrwania się. Gdzie chwasta nie ma, klepisko jest. Drzewo nad nami ogromne. Zza niego i spomiędzy niebo nad nami, a w nas niezłomnie właściwa postawa i prawo odpowiednie moralnie... i spokój w patrzeniu na marny trawnik...
Ale by tego wodolejstwa nie przedłużać, słów kilka o postępach młodocianej Kierownicy. Dziecko sygnału nie dało onegdaj, gdyż:
raz - zaaferowane było i zapomniało;
dwa - w robocie kociokwik z kołowrotkiem połączony. Harmider i odpowiedzialność dzika.
Jak panna zeznała po niewczasie: "mamuś na sekundę nie usiadłam i nawet po życi nie dało rady się podrapać, gdyby oczywiście konieczność przyszła. Na dodatek wielka akcja była i razem z Aleksem musieliśmy podjąć na szybko męską decyzję: najpierw go wodą czy najpierw go chlorem?!..."
W sens wypowiedzi nie wnikałam. Nie zawsze jest potrzeba. Najważniejsze, że dziecko się nawróciło i odpowiedzialnością wykazało. Do czasu takie myśli mi towarzyszły. Do czasu, gdy oznajmiła, że jeszcze z Alice na pizze jadą, to tak jakby z obiadem nie czeka.
No żeż, matko i córko... Zaraza przesadza, nie z obiadem, z jazdami za kółkiem. Prawko dopiero od doby... Zielone to i ...wiadomo, rozum poszedł w siną dal...
Nim oddech się matce wyrównał, kolejnego otrzymałam esemesa:

"mamuś, mruga mi coś i skowyczy. Ignoruję to!"

- w sensie, że co?

"nie wiem, na czerwono do mnie mruga. hałasy wydaje!"

- wszystko włączyłaś, wszystko wyłączyłaś?!

"niby skąd mam to wiedzieć. Pierwszy raz Lole prowadzę!"

 - dziecko!

"Ona mnie ignoruje też. jedzie, jakby ją  za tyłek coś ciągnęło!"

- dziecko a  nie zaciągnęłaś przez przypadek ręcznego?!

"jaka ty mamusia mądra jesteś. zaciągnęłam i zapomniałam.
Alice tez tak podpowiadała. ignorowałam ją... (hi Kasia's mom. Here is Alice).
  Ale czy ona musiała mnie tak stresować. Lola nie Alice?!
 To jedziemy. do godzinki będziemy. pa".


Cóż, dziecko próbowało rozwinąć prędkość przy zaciągniętym ręcznym, w tzw. międzyczasie dyktowała amerykańskiej Chince wiadomości dla matki. Dyktowała z każdym ogonkiem, kropeczką i kreseczką.... Jeżu, widzę,  jaki miały ubaw...
Po godzinie wróciła cała i uśmiechnięta. Na spokojnie przebadała wszystkie wajchy i inne wianki w Loli. Od pięciu dni regularnie otrzymuję wiadomości: wyjechałam, dojechałam.  Czy sie mniej niepokoję?...
No pasa nada...

Pozdrawiam najcieplej, najsłoneczniej, najserdeczniej. 
                                                Życzę samych radosnych chwil.

5 komentarzy:

  1. Sorry ale usmialam sie z tej opowiesci :) mimo ,ze Tobie do smiechu nie bylo/nie jest :)
    My mamy juz tak mamy i bedziemy ciagle dziecmi sie stresowac ,przejmowac,myslec itd...
    Zycze nowej Kierownicy samych plynnych i bezstresowych jazd ,a mamie wiecej luzu o ile to mozliwe hihi
    Poz.Dana

    OdpowiedzUsuń
  2. Poproszę więcej takich wpisów - uśmiech bananowy zagościł na motylkowym obliczu. Za jakieś 3 lata zniknie, kiedy to Hultajstwo zasiądzie za kierownicą...
    Pozdrawiam radośnie,
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha... no tak to z dziećmi już jest, że one chcą być coraz bardziejdorosłe i niezależne, a my matki się stresujemy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. co się stresu najadłaś to Twoje! ale tak mamy , do końca życia będziemy przeżywać za siebie i dzieci wszelkiej maści momenty! pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie, z humorem wszystko opisałaś, ale pewnie wcale Ci do śmiechu nie było...
    I u mnie córka na kurs prawka się zapisała, już pierwsze jazdy z instruktorem zaliczyła. A jak papierek dostanie, to też mnie to wszystko czeka ;-)
    Pozdrawiam serdecznie, Uleńko 😃

    OdpowiedzUsuń