sobota, 30 marca 2013
wtorek, 5 marca 2013
Zachwyciło mnie...
taki piękny wiosenny obrazek u Emilki:
Tak piękny i wiosenny, że pozwalam sobie zaprezentować go i u siebie.
Co do kartek, to moje marnej jakości sa, stwierdzam to obiektywnie. Tym obecnym czegoś brakuje. Nie wiem czego. Tnę i kleję aktualnie białe i niebieskie. Nawet nie takie złe się okazują być...
Pokora, pokora puka do drzwi i wcale nie pan Wojciech to...
Pozdrawiam Szanowne Kobietki bardzo serdecznie, dziękuję za słowo miłe pozostawione i życzę samych uśmiechniętych chwil.
Tak piękny i wiosenny, że pozwalam sobie zaprezentować go i u siebie.
Co do kartek, to moje marnej jakości sa, stwierdzam to obiektywnie. Tym obecnym czegoś brakuje. Nie wiem czego. Tnę i kleję aktualnie białe i niebieskie. Nawet nie takie złe się okazują być...
Pokora, pokora puka do drzwi i wcale nie pan Wojciech to...
Pozdrawiam Szanowne Kobietki bardzo serdecznie, dziękuję za słowo miłe pozostawione i życzę samych uśmiechniętych chwil.
niedziela, 3 marca 2013
Zatchnęłam się w swej pysze...
... dosłownie. Kiedy już odtchnęło, uśmiałam się serdecznie nad sobą. Dusza domorosłego artysty kartkowego została zdeptana. Kurcze, nie sądziłam, że to może zaboleć. Nie przypuszczałam, że tak zareaguję. W głowie jeszcze przedwczoraj by mi nie powstało, ileż próżności, co należy jednak czytać pustki, jest we mnie. Nie o człowiekach będę pisać. Siebie należy wyśmiać, gdyż i rzecz dotyczy autorki tegoż bloga. Się dziewczynina nadęła, doskonałość jej po głowie zaczęła chodzić. Po najdalszych i najgłębszych gdzieś tam zakamarkach, ale jednak. Cóż, nie jest człowiek doskonały, oj nie!. Dobrze, że śmiechem się skończyło i zdrowym uświadomieniem sobie siebie. Może jest nadzieja na uzdrowienie...
Rzecz dotyczy kartek komunijnych. To tak a propos - zarzucić robotę, zarobkować na rękodziele. No ja szczególnie i wybitnie uzdolniona nie jestem. Wyrobnik bardziej, z sodówką w głowie, jednak i z zasłoną na oczach. Poproszono o zrobienie zaproszeń na komunię. "Sklepowe takie oklepane, sztampowe, jednakie, a co rękodzieło, to rękodzieło i te twoje to takie nawet wyględne (tu upraszczam, słodzono silniej). Zrobisz? Zrobię"
I robiłam. Kolorystyka i kompozycja własne. "Co będzie i tak będzie ładniejsze od kupnego". Wstępnie nakreśliłam, co chcę robić. Przyjęte zostało z entuzjazmem. Ok. Warsztat rozłożony. Powstało to:
To prototypy. Cóż, nie własne pomysły, ew. modyfikacje podpatrzone u lepszych w internecie. Się mnie i moim dzieckom podobają. Małż już ostrożniejszy jest. Prostokątne za dziką awangardę uważa. Może i ma rację. O jakże się cieszę, że brązów nie pokazałam zamawiającym. W każdym razie: za mało komunijne, za mało bieli, nie są eleganckie, nie ma kielicha, dlaczego? Nie ma promieni pozłocistych, dlaczego?, a jakieś winogronko może i zdecydowanie w żadnym razie zielenie i to niebieskie też nie w tych odcieniach. A w ogóle to to białe na jakieś brudne wygląda, no i nie, zdecydowanie nie.
To sobie zażądałam nabycia papierów (białe błyszczące i baby blue takież same zamawiający wybrali), forma kwadrata została, tylko żeby to brudne jednak idealnie białe było, ale może jednak z jakąś fakturką i przełamaniem... i wstążeczka niebieska w kratkę (odmówiłam. Na okolicznych wsiach nie ma. Nie mam i ja czasu jeździć i szukać. Biorę co jest niestety!).
Teraz to się tylko śmieję. Ze swojej próżności głównie. Troszkę z zapatrywań innych. Z tym, że to ja mogę się dziko mylić. Klasyka jest klasyka i niech nią będzie. Nieco sporo zawracania głowy było i straty czasu własnego. Nic to jednak. Za rok mój synuś komunista będzie. To co zrobione nada się akuratnie. I właśnie zielenie i brązy wyślę. To w domku leży i kwiczy.
Rękodzieło, to nie jest leki chleb!
Nadmienię jeszcze tylko, że zaproszeń ponad 20 i duuużo, duuużo opakowań na czekoladki, a wszystko za dziękuję dość wymagające! Nie wspomniałam, że dobrze ponad dziesiątkę w domu mi leży już gotowe. Kwadrat jest dobrą formą. Pójdzie szybko. I te złocenia najpiękniejsze, bo takie błyszczące (coś się spodobało, wszak nie ma tak, że wcale nic...). A do tego prostokątnego to umyślono, żeby: kielicha dać i kokardę na wstążeczkę i koniecznie ogromną hostyjkę. A przygotowane takie malutkie na prawym boczku na wstążeczce ( u mnie już za rok).
To się arytysta wypłakał. Małżowi obiecałam ucha nie ciąć....
Pozdrawiam gorąco, wiosennie i optymistycznie w pełnym uśmiechu i roześmiechu nad własną próżnością.
Miłego tygodnia życzę!
Rzecz dotyczy kartek komunijnych. To tak a propos - zarzucić robotę, zarobkować na rękodziele. No ja szczególnie i wybitnie uzdolniona nie jestem. Wyrobnik bardziej, z sodówką w głowie, jednak i z zasłoną na oczach. Poproszono o zrobienie zaproszeń na komunię. "Sklepowe takie oklepane, sztampowe, jednakie, a co rękodzieło, to rękodzieło i te twoje to takie nawet wyględne (tu upraszczam, słodzono silniej). Zrobisz? Zrobię"
I robiłam. Kolorystyka i kompozycja własne. "Co będzie i tak będzie ładniejsze od kupnego". Wstępnie nakreśliłam, co chcę robić. Przyjęte zostało z entuzjazmem. Ok. Warsztat rozłożony. Powstało to:
To sobie zażądałam nabycia papierów (białe błyszczące i baby blue takież same zamawiający wybrali), forma kwadrata została, tylko żeby to brudne jednak idealnie białe było, ale może jednak z jakąś fakturką i przełamaniem... i wstążeczka niebieska w kratkę (odmówiłam. Na okolicznych wsiach nie ma. Nie mam i ja czasu jeździć i szukać. Biorę co jest niestety!).
Teraz to się tylko śmieję. Ze swojej próżności głównie. Troszkę z zapatrywań innych. Z tym, że to ja mogę się dziko mylić. Klasyka jest klasyka i niech nią będzie. Nieco sporo zawracania głowy było i straty czasu własnego. Nic to jednak. Za rok mój synuś komunista będzie. To co zrobione nada się akuratnie. I właśnie zielenie i brązy wyślę. To w domku leży i kwiczy.
Rękodzieło, to nie jest leki chleb!
Nadmienię jeszcze tylko, że zaproszeń ponad 20 i duuużo, duuużo opakowań na czekoladki, a wszystko za dziękuję dość wymagające! Nie wspomniałam, że dobrze ponad dziesiątkę w domu mi leży już gotowe. Kwadrat jest dobrą formą. Pójdzie szybko. I te złocenia najpiękniejsze, bo takie błyszczące (coś się spodobało, wszak nie ma tak, że wcale nic...). A do tego prostokątnego to umyślono, żeby: kielicha dać i kokardę na wstążeczkę i koniecznie ogromną hostyjkę. A przygotowane takie malutkie na prawym boczku na wstążeczce ( u mnie już za rok).
To się arytysta wypłakał. Małżowi obiecałam ucha nie ciąć....
Pozdrawiam gorąco, wiosennie i optymistycznie w pełnym uśmiechu i roześmiechu nad własną próżnością.
Miłego tygodnia życzę!