Rzecz dotyczy kartek komunijnych. To tak a propos - zarzucić robotę, zarobkować na rękodziele. No ja szczególnie i wybitnie uzdolniona nie jestem. Wyrobnik bardziej, z sodówką w głowie, jednak i z zasłoną na oczach. Poproszono o zrobienie zaproszeń na komunię. "Sklepowe takie oklepane, sztampowe, jednakie, a co rękodzieło, to rękodzieło i te twoje to takie nawet wyględne (tu upraszczam, słodzono silniej). Zrobisz? Zrobię"
I robiłam. Kolorystyka i kompozycja własne. "Co będzie i tak będzie ładniejsze od kupnego". Wstępnie nakreśliłam, co chcę robić. Przyjęte zostało z entuzjazmem. Ok. Warsztat rozłożony. Powstało to:
To sobie zażądałam nabycia papierów (białe błyszczące i baby blue takież same zamawiający wybrali), forma kwadrata została, tylko żeby to brudne jednak idealnie białe było, ale może jednak z jakąś fakturką i przełamaniem... i wstążeczka niebieska w kratkę (odmówiłam. Na okolicznych wsiach nie ma. Nie mam i ja czasu jeździć i szukać. Biorę co jest niestety!).
Teraz to się tylko śmieję. Ze swojej próżności głównie. Troszkę z zapatrywań innych. Z tym, że to ja mogę się dziko mylić. Klasyka jest klasyka i niech nią będzie. Nieco sporo zawracania głowy było i straty czasu własnego. Nic to jednak. Za rok mój synuś komunista będzie. To co zrobione nada się akuratnie. I właśnie zielenie i brązy wyślę. To w domku leży i kwiczy.
Rękodzieło, to nie jest leki chleb!
Nadmienię jeszcze tylko, że zaproszeń ponad 20 i duuużo, duuużo opakowań na czekoladki, a wszystko za dziękuję dość wymagające! Nie wspomniałam, że dobrze ponad dziesiątkę w domu mi leży już gotowe. Kwadrat jest dobrą formą. Pójdzie szybko. I te złocenia najpiękniejsze, bo takie błyszczące (coś się spodobało, wszak nie ma tak, że wcale nic...). A do tego prostokątnego to umyślono, żeby: kielicha dać i kokardę na wstążeczkę i koniecznie ogromną hostyjkę. A przygotowane takie malutkie na prawym boczku na wstążeczce ( u mnie już za rok).
To się arytysta wypłakał. Małżowi obiecałam ucha nie ciąć....
Pozdrawiam gorąco, wiosennie i optymistycznie w pełnym uśmiechu i roześmiechu nad własną próżnością.
Miłego tygodnia życzę!
Sorry, Ula, że się pośmiałam, ale te winogronka i promienie pozłociste mnie rozbawiły :D
OdpowiedzUsuńOj, mam i ja podobne doświadczenia z gustami klienteli tak rozbieżnymi z moim :)))
Pozdrawiam serdecznie :)
Heh, ja w tym roku Młodemu muszę utworzyć..na razie pomysłu nie mam i nawet nie szukałam jeszcze odgapienia. Pozdrówki!
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że kartki zachwycą swą klasyką i pomysłowością. A do tego wszystkiego twoja oprawna słowna-nie ma lepszego zestawu. Pozdrawiam i również Miłego tygodnia życzę:)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam! Zazdrośnicy tylko szukają dziury w całym! Niechby sami przysiedli fałdów i zobaczyli jaki to "mniód" taka produkcja!
OdpowiedzUsuńTO CI SIĘ TRAFIŁ KLIENT TRADYCJONALISTA. Na takich nic nie poradzisz, musi być biało. A te Twoje są super, więc ja bym się zbytnio nie przejmowała i tak trzymać!
OdpowiedzUsuńTak to już jest. Robisz dla siebie - szalejesz, eksperymentujesz, wychodzisz poza ramy....
OdpowiedzUsuńDla klienta - tak, jak on chce...
Najważniejsze, że zaproszenia się nie zmarnują i już czekają na przyszłoroczne zaproszenie gości na uroczystość syna. A kto wie, może trafi się jakiś chętny i zachwyci się nimi, i kupi. Wcale bym się nie zdziwiła bo urocze są :)
Twoja opowiastka z życia wzięta podejrzewam dotknęła każdego "wyrobnika". Ja sama każdą krytykę przyjmuję z pokorą ale i również z lekkim ukuciem w sercu. Głowa do góry - najbardziej krytykują ci, którzy sami nic nie robią. I tego się trzymajmy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń