piątek, 27 grudnia 2013

Przedświąteczne warsztaty kartkowe

tak w skrócie można nazwać poczynanie córki prywatnej i jej przyjaciółek. Kachna uznała, że mama ma, to czemu nie wykorzystać. Ponadto: czas był, nasiadówki towarzyskie były i chęć do działań również była. Warsztaty, gdyż mać jednak musiała pokazać i lekko pomóc. Powstało to:
Pięknie dziękuję za wszystkie życzenie, które dotarły do mnie wszelkimi możliwymi drogami...

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Z szumem oceanu

Kapusta pachni w domu, towarzyszy jej grzybek, ponoć szlachetny borowik, królewski nawet. Smakowite to i kuszące. Warzywka dochodzą. Prezenty dla bliskich obcych rozdane lub na rozdanie czekają. W planach wielkie wypiekanie, sernikowanie, piernikowanie i pierogowanie niestety. Tudzież wszelkie inne przedświąteczne, a mamiące silnie. My tymczasem, zapachy zostawilim i na okoliczność początku zimy wybralim nad ocean. Pogoda sprzyjała. Po mrozach i śniegach 22 stopnie w skali Celsjusza na plusie oczywiście. Po śnieżnych puchach wspomnienie jeno zostało.  Ocean inny. Spokojny. Bury. Leniwy. Daleki choć w przypływie. Wiatry pasami szalały, od mroźnego, po ciepły, milusi.
Oczywiście pomoczyło mnie po kolana. Czy jod był? Ocean miał inny zapach, właściwie prawie go nie miał. Niebo czarowało.
 
Cudowny, spontaniczny wypad. Oderwanie od świata, od natłoku, od codzienności. Ekspresowe ładowanie akumulatorów. Bardzo nie-świąteczne, ale konieczne, dobre.
Pozdrawiam cieplutko!

sobota, 21 grudnia 2013

Łosiu 2

I kartka z nim:
Łosiu i kartka przygotowane z myślą o konkretnym nauczycielu mojej córki. Adresatem jest pan od coś jak naszej geografii, dokładnej - geologii. Pomysł i dobór kolorów - Kasia. Pan mile zaskoczony, nie wierzył, że to wyrób rąk ludzkich. Zrozumiał, że kartka była przygotowana specjalnie dla niego. Docenił. To mądry człowiek, subtelny nauczyciel, można też odwrotnie. Na pierwszy rzut oka i ucha - nudziarz. Zaskakuje uczniów i zjednuje kulturą, spokojem i niesamowita wiedzą.
To jedyna kartka haftowana.
Pozdrawiam gorąco!

środa, 18 grudnia 2013

Z życia nieświątecznego

...wręcz społeczno-codziennego z dróg lokalnych. Nachodzą mnie od jakiegoś czasu nadmyślenia. Ubierają w słowa myśli z lat. Dziś postanowiłam wyartykułować je. One z przysiółków okolicznych i życia dziennego na ziemiach obcych. Pieśń pochwalna to będzie. O tyle w moim wykonaniu dziwna, że nie przepadam. Los jednak rzucił, to i co czynić. W minionym tygodniu śnieg spadł. Pierwszy w tym roku. Nie ostatni, ale może i tak być, że przedostatni. Taka aura.
Konieczność zmusiła mnie w śnieg ten padający wyjechać z domu. Dla mieszkańca nadwiślańskiego żadna to nadzwyczajność. I śnieg i wyjazd w niego... Dla mieszkańca tutejszego też. Jakieś tam inności są, czemu nie. Śnieg niby drobny, leniwy, ale wytrwały jakiś jednocześnie, w sobie zawzięty. Po godzinie zasypie świat tak, że się człowiek po kolana zapada. A ta malizna sobie sypie i sypie. Od dawna wiadomo, że lepiej w świat nie wyruszać w taki czas. Choć auta, jak to od Pawlakowych scen wiadomo na okolicznych wsiach największe są i najsilniejsze. I tu pierwsze nadmyślenie. Śnieg dopiero zaczął padać. Drogi jeszcze czarne, gdyż przed-zaśnieżone i solą posypane już. Ja małe autko posiadam. Letkie i bez dodatkowych wspomagań, tudzież innych bajerów. Jadę spokojnie. Wycieraczki łomocą jak głupie jakieś. Świat szary z domieszką bieli. Czuję, że przy zakrętach zaczyna mi kuprem rzucać. Zwalniam. Myślę sobie, trudno, się komu spieszy, niech sobie pas zmieni. Na pasy patrzę. Normalnie trzy są. Widzę jeden. Wszyscy jadą tym jednym wyjeżdżonym. Nikt nie klaksoni. Odległości spore.
Gdyby nie to białe z nieba, dzika rozkosz jazdy, prawie. Gdzie to nadmyślenie? Amerykanie jeżdżą różnie. Są nacje, którym nie powinno się wydawać prawa jazdy. Młodzi - wiadomo, też swoje przywileje szaleństwa i pośpiechu mają. Jest jednak taki czas, kiedy drogi hamerykąńskie są spokojne i bezpieczne. To czas silnego deszczu i czas silnych opadów śnieżnych. Dziwi mnie to każdego roku. Spokój i opanowanie. Troczki jadą równo 30-35 km/h autostradą.  Nie ma wyprzedzania, wybrzydzania, trąbienia. Wszyscy są równi wobec pogody, sic!
Całkiem różowo oczywiście nie jest. Jakieś idiocie zawsze się znajdzie, ale to minimalny ułamek z całości.
Co morelowe nawet nie jest, a dla odmiany irytuje okrutnie (trochę z innej beczki acz wciąż drogowej):
1) Hemerykanie uważają chyba, że migacz to zbędne coś, a z pewnością szalenie czasochłonne i męczące, zatem należy pominąć. Ok 70 % kierowców, może lekko przesadzam, ale tylko bardzo lekko;
2) skręcając w prawo należy zjechać na lewy pas i odwrotnie, koszmar!
3) znaki stop cztery na jednym małym skrzyżowaniu, najczęściej na placach handlowych. Teoretycznie w takiej sytuacji pierwszy jedzie ten, któren pierwszy do skrzyżowanka dojechał. Życie jednak kieruje się cwaniactwem i krętactwem.
Jutro o ewakuacji szkoły.
Pozdrawiam serdecznie życząc kulturalnego i spokojnego na drogach czasu spędzania...

wtorek, 17 grudnia 2013

Ozdoby świąteczne

Dzzieło rąk moich dzieci. Zebrała się na okoliczność dnia św. Łucji gromadka dzieci i tworzyły, pojadając złote bułeczki. Uwieczniłam tylko dwie ozdoby. Pozostałe wyemigrowały. Bombka córci i decu syna:
Pozdrawiam gorąco i skrząco!
dumna matka

czwartek, 12 grudnia 2013

Świąteczne kartki

Spadł pierwszy śnieg. Zrobiło się bajkowo. W podobnym klimacie są pierwsze kartki świątecznie. Acz one takie bardziej z kiczem po drodze.
Pozdrawiam słonecznie

piątek, 6 grudnia 2013

Fred

Ludek piernikowy. Dzieci otrzymały w szkole szablon i musiały go udekorować kreatywnie. Moje dziecko umyśliło sobie takie oto coś:
Piernik w portkach jak ta lala!
Wszystko szyte na miarę, łącznie z samym piernikiem. Nawet but. Przy pasku ze złotą klamrą się byłam zbuntowałam i synowi odmówiłam. Młodzież stwora wypychała, malowała i oczywiście dawała wszelkie wskazówki. Na wykonanie było jedno popołudnie. Mać szyła w rencach, dziecko pisało opowiadanie, jak to z dzindżerem-bredem dzień spędziło. Miało być choinkowo i Mikołajowo, to i jest. To było pracowite popołudnie. Mam nadzieję, że pani doceni wysiłek wspólny. To nic, że nie jest płaski i papierowy. Staś ukontentowany. Silnie to pokraczne i nieforemne, ale jest dzieckowa pierwsza dekoracja świąteczna...
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze, jeszcze bardziej!
ps. dziękuję cudnie za tyle życzliwości dla reniferka i wiewióra
Miłego dnia życzę!

wtorek, 3 grudnia 2013

Reniferek raz

Z nosa do Miss Pig podobny. Kolorystyka też jakaś mroczna. Jeszcze, mam nadzieję, powstanie taki, w wersji light. Sezon świąteczny rozpoczęty. Sic!
Pozdrawiam gorąco, słonecznie, bezwietrznie, przedświątecznie!

niedziela, 1 grudnia 2013

Wiewióra

wzór by JBW DESIGNS
(Judy Whitman)

razem z sową:
Pozdrawiam cieplutko w ten pierwszogrudniowy dzień i życzę spokojnego, dobrego tygodnia.

środa, 27 listopada 2013

Gazetkowo

Wokół praca przedświąteczna wre. Gdzie nie zerknąć, a to kartki, a to ozdoby. U mnie zastój i sromota. O indyku myślimy nie o Bożym Narodzeniu. By jednak w temacie być, prezentuję obrazki z gazetki tutejszej o tematyce choinkowej.
Nabyta świeżo, w całości poświęcona. Piękności obrazków nie komentuję. Różne są gusty i upodobania, ale zawsze coś się znajdzie. Zatem:
Jeśli komuś coś się spodoba i zechce mieć w swych zbiorach, służę schematem.
Pozdrawiam słonecznie w ten niesłoneczny (pierwszy od tygodni) jesienny dzień.

niedziela, 24 listopada 2013

O Kasinej szkole gimnazjalnej

Kasia, córcia moja, przyniosła swój pierwszy ćwierćroczny raport dotyczący nauki i postępów w owej ze swej nowej, starej już szkoły. Dla mnie to novum. Nie sam raport, takie znam od sześciu lat. Cztery razy w roku je dostajemy. Nowością jest szkoła gimnazjalna tak inna od elementarnej. Inna dla dzieci, dla nas Polaków bardzo normalna i wreszcie swojska...
To i czas na podsumowanie minionych nieco ponad 2 miesięcy nauki.Dziecko książek i zeszytów nie dźwiga. Wreszcie jest to ucznia wybór, nie nauczyciela decyzja. Podpory naukowe zostawia w locker'ze. Szkoły elementarne tego nie mają.

W locker'ze zostawia też oczywiście bluzę czy kurtkę, szatni w polskim rozumieniu brak na każdym poziomie szkolnictwa. Podręczniki przynosiła (początki września) do domu tylko, gdy zadana praca z owego. Uczniowie dostali ze szkoły ipady (na użytek własny dzienno-nocny) i to są ich podręczniki. Kasia robi zdjęcia z podręcznika. Panna wychodzi z założenia, że taka "Książka" jest znacznie lżejsza. Łatwo dostępna, podręczna, wygodniejsza. Czasem tylko przynosi jakiś podręcznik na weekend, bardziej dla przyzwoitości. Zdecydowanie częściej zeszyty. Głównie wtedy, kiedy pracę domową rozpoczęła pisać w szkole bądź nie dokończyła jakiego projektu. Taki ipad nie jest normą na naszych wsiach, dziki wyjątek wręcz. Kłopot dla rodziców, korzyść dla kogoś. Nic to. Kasia stara się trzymać fason. Pierwszaków-sześciaków jest blisko sztuk 200. Wreszcie są dzwonki i inny nauczyciel do każdego przedmiotu. Plan zajęć każdego dnia identyczny. Zajęcia trwają 50 minut. Między nimi 5 minut przerwy. Troszkę to i mało. Czemu? W tym czasie uczeń za zadanie ma:
1. wyjść z klasy
2. pobiec do lockera, co by wymienić książki i zeszyty
3. pobiec do klasy następnej.
Gdzie podstęp? Klasy oddalone są od siebie możliwie jak najdalej. Jeśli Kachna zaczęła angielskim na parterze, na początku korytarza, to na naukę o zdrowiu biegnie  na koniec korytarza na pierwsze piętro z zahaczeniem o skrytkę, co to ją należy otworzyć, i sprawnie zamknąć (kod 6-cyfrowy, z podziwem dla dziecka przyznaję - natychmiast opanowany). Dziecię moje ustawia się tak, by do tualety ewentualnie musieć iść miedzy nauką własną a jedzonkiem. Dlaczego? Blisko siebie i wolne ręce. Problem polega tylko na tym, że to jedyny też czas, by popsiapsiólić z koleżanką ulubioną, z którą widzą się tylko raz w ciągu bycia w szkole, przez te jedyne 5 minut.
Każde zajęcia z innymi dziećmi. Czasem ktoś się powtórzy. Ze swej macierzystej szkoły widzi się tylko z dziesięcioma osobami. Tylko z jedną na 200 jest na wszystkich zajęciach. Znają się od sześciu lat. To plus. Unikają się. To minus. Kiedyś przyjaciółki, teraz rozmyte powietrze. Życie.
Dziadek mówi, więzienie!
Kasia mówi, super jest! Córcia kocha swoją szkołę. Zaaklimatyzowała się natychmiast. Nie każdy przedmiot lubi, ale żadnego nauczyciela nie wymieniłaby na innego. Nauki bardzo dużo, w porównaniu z podstawówką, czy raczej prac domowych. Wiele dzieci wciąż ma problemy z wdrożeniem się. Kachna z pokorą przyjmuje każdy kolejny projekt do przygotowania i średnio po dwa eseje dziennie. Uczy się w szkole na Homework Study. Jest to czas własny. Oczywiście w tym własnym czasie uczniowie siedzą w klasie pod okiem opiekuna. Ale... mogą iść do biblioteki (Kaśka siedziałaby tam całymi dniami) pojedynczo, nie wolno uczniom spacerować po szkole. Mogą też przygotowywać w grupach projekty na ipad'zie, Pod warunkiem oczywiście, że na HS są dzieci z odpowiedniej grupy, czyli z określonego przedmiotu. Kasia nie ma tego szczęścia, zatem często rezygnuje z lunch'u.
Minusem jest to, że mimo iż Kasia jest w tzw. Honor Class, to ten honor obejmuje tylko 2 przedmioty w pierwszym roku. Pozostałe zajęcia są mieszane. Co to znaczy? Na angielskim i na matematyce są uczniowie wyselekcjonowani (dwie takie klasy), czyli z nagrodami "pryncypała" i z bardzo dobrze zaliczanymi testami stanowymi (pod uwagę brane są testy od 3. klasy). Zatem rozszerzony program nauczania, zwiększone wymagania, mniejsze klasy. Spokój i kultura. Dzieciaki wiedzą po co są w takich klasach. Na pozostałych zajęciach potrafi być dzika Ameryka. Początki były trudne. Jednak nauczyciele przygotowani są na wszelkie ewentualności. Szkoła też. Tu dyrekcja murem stoi za nauczycielem. Jeśli nauczyciel uzna, że uczniowi należy się uwaga, nikt tego nie kwestionuje, Skargę i pretensję rodzic może złożyć w wydziale. Mówię tu o niepoprawnym zachowaniu, wycieczkach personalnych do nauczyciela i niemiłych uwagach względem innych uczniów. To jest tępione. Zasada jest taka: dwa delikatne upomnienia słowne, potem 15 minut po zajęciach w klasie, dwie takie nasiadów kosztują pół godziny prac na rzecz szkoły, powtórka z rozrywki to dodatkowy wpis do akt. Uwagi nie ulegają przedawnieniu. Kończy się na niedopuszczeniu do zajęć. Niby nic, ale pierwszaki nie chcą paskudzić sobie kartoteki. Zasady są proste i czytelne. Tak na marginesie, pamiętam czasy szkolne mojego brata. Było to technikum zdecydowanie męskie. Panowie bardzo cenili sobie każde określone przez dyrekcję zasady. W końcu człowiek musi wiedzieć na czym stoi i ryzyko utraty chyba 25 złotych polskich w ostatecznej ostateczności powodowało, że panowie wiedzieli co robią, co i ile mogą stracić. Tu kar finansowych nie ma, ale wizyta w office potrafi ostudzić niejednego rozrabiakę. Co nie zmienia faktu, że klasy "regularne" sa liczniejsze i nieco głośniejsze.
cdn

Pozdrawiam gorąco i bardzo, bardzo słonecznie