Zaległych mam moc zdjęć z wypraw jeszcze listopadowych. Będę do nich wracać. 13 grudnia ostatni w tym semestrze egzamin. 20 grudnia wyniki i spokój, mam nadzieję, aż do połowy stycznia roku pańskiego następnego. W tym czasie nieco oddechu, z Rodzinką pobycia i może porobótkowania. Odzaniedbanie domu, bliskich i bloga też. Jak się bowiem okazuje naczelne miejsce zajmuje w życiu mym on. Jeszcze bardziej ludzie z nim związani... Kontakty z osobami kilkoma(nastoma), obcymi a tak bliskimi...! Dzikowisko jakieś obyczajowe... doprawdy. Przyznam jednak, że na myśl niebycia z nimi, Wami przykro mi było okrutnie...
niedziela, 11 grudnia 2011
pojawianie i znikanie, czyli jak to mnie zniknięto...
... No, zniknęło mnie na dłuugo. Całe dwa tygodnie i ciut. I to absolutnie wbrew woli prywatnej. Już żal się zbierał, już łzy zaczynały gromadzić. Smutek zmagał z niechęcią, ta ze złością. Blogger zablokował konto i usunął blog. Powstała myśl, by wrócić do bloxa. Szczęśliwie wszystko wróciło do stanu właściwego. Od dziś znów mogę blogować tu i teraz. Za co włodarzom pozostaje grzecznie podziękować. Powodu zamknięcie wciąż nie znam. Zostaje jedynie nadzieja, że podobnych doznań nie przyjdzie mi znów doznawać... I choć gościem jestem od czasu jakiegoś nawet na blogu swoim, to obudziła się nasza cecha, rzeknę, narodowa. No bo i co ktoś za nas będzie decydował bez nas?! Czemuż to wchodzi bez zapowiedzi na moje podwórko i inwentarz mi likwiduje? Ajjjjaj...! W czasie niebytu zauważyłam jakąś szerszą akcję likwidacyjną. Ki powód. Może inni wiedzą, może kilka osób nawet nie wie, że ich nie było dobę czy dwie. Mnie 2 tygodnie. Ale już jestem. Nie korzystam, ale spozieram na te swoje hektary i z ulga oddycham, o ściskach żołądkowych zapominam. Syto mi i dobrze i niech tak pozostanie!
Zaległych mam moc zdjęć z wypraw jeszcze listopadowych. Będę do nich wracać. 13 grudnia ostatni w tym semestrze egzamin. 20 grudnia wyniki i spokój, mam nadzieję, aż do połowy stycznia roku pańskiego następnego. W tym czasie nieco oddechu, z Rodzinką pobycia i może porobótkowania. Odzaniedbanie domu, bliskich i bloga też. Jak się bowiem okazuje naczelne miejsce zajmuje w życiu mym on. Jeszcze bardziej ludzie z nim związani... Kontakty z osobami kilkoma(nastoma), obcymi a tak bliskimi...! Dzikowisko jakieś obyczajowe... doprawdy. Przyznam jednak, że na myśl niebycia z nimi, Wami przykro mi było okrutnie...
Do rzeczy. Święta idą. Każdy o tym wie. Jak poinformowało nas dziecko starsze rodzone, już na indyka w niektórych domach choinka stała. Pyta się Roma taka jedna, rodem z Indii, "a czemu u was choinka tak późno?". To jej Albanka odpowiada: "późno? A czemu u ciebie tak wcześnie? Jezusek jeszcze się nie narodził". "Kto?" spytała Roma. A moja Kasia nadziwić się nie mogła i w końcu uznała, mamusia - no piękne to jest! To na tę okoliczność foty choinkowe z dnia 27 listopada. Nowy Jork. Manhattan. Dolny Manhattan. Przystań, okolice mostu brooklin'skiego. Nawet kolędnicy byli. Smakowitość.
Zaległych mam moc zdjęć z wypraw jeszcze listopadowych. Będę do nich wracać. 13 grudnia ostatni w tym semestrze egzamin. 20 grudnia wyniki i spokój, mam nadzieję, aż do połowy stycznia roku pańskiego następnego. W tym czasie nieco oddechu, z Rodzinką pobycia i może porobótkowania. Odzaniedbanie domu, bliskich i bloga też. Jak się bowiem okazuje naczelne miejsce zajmuje w życiu mym on. Jeszcze bardziej ludzie z nim związani... Kontakty z osobami kilkoma(nastoma), obcymi a tak bliskimi...! Dzikowisko jakieś obyczajowe... doprawdy. Przyznam jednak, że na myśl niebycia z nimi, Wami przykro mi było okrutnie...
Oj działo się na blogerze i wciąż się jeszcze dzieje. Ale dobrze że już jesteś :)
OdpowiedzUsuńA choinki na miesiąc wcześniej, no cóż - na choinkę się czeka, a po miesiącu to ona już powszednieje.
A ja tam Ulciu tradycyjnie jak od zeszłego roku nie chcę choinki! Nigdy jej nie lubiłam, wkurzały mnie bombki.
OdpowiedzUsuńWolę zabawki ze słomy, drewna, szmatki u szczytu powały ewentualnie, jak ktoś ma powałę na poziomie :)
Będę usilnie zabiegać o brak chojny i zakaz dzingielbelsów.
Aniu, my choinkę mieć będziemy. Może nie do samego nieba, ale ku radości dziecięcej. Tuż przed świętami. Z dzieckowymi klamotami. Co zrobią, to powieszą i taka podoba nam się najbardziej. I dekorowanie domu, w kolor, w serca, mamowe obrazki, zawieszki, maluchów prace. Jako dziwak nie przepadam za nowoczesnościami... zwłaszcza tymi z zachodu...
OdpowiedzUsuńNe zazdroszczę nerwów na blogera, ale tak bywa z tymi darmowymi stronami!Już pukam w niemalowane drewno, żeby mi się coś nie przytrafiło!Pięknie przystrojony Nowy York i tak wcześnie, wczoraj byłam w Poznaniu, dekoracje świetlne tu i ówdzie pozakładane, ale widać oszczędność na całego, bo nić się nie świeciło, prócz lamp ulicznych!Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUlcia - jakaś plaga z tym usuwaniem blogów. Ja również to przeżyłam, nie dwutygodniowe, ale kilkugodzinne. Nerwa kosztowało ...
OdpowiedzUsuńdobrze, ze już jesteś.
Ulcia!!!!!!!!!! Jesteś!!!!!!!!!!!Chwała na wysokościach!
OdpowiedzUsuńA ja choinkę kocham. I choć jesteśmy tylko we dwoje i w święta głównie po Rodzicach jeździmy to i tak ubieramy swoją własną i uwielbiam ją oglądać. W wigilię kiedy ją stroimy i potem prze całe święta jest ozdobą niezwykłą. Kocham Boże Narodzenie w moim własnym, prywatnym, intymnym wydaniu. A świąt tych w otoczeniu nie znoszę i zamykam na nie uszy i oczy. Kropka.
kochana, zagladałam przez dni kilka i ciągle cie nie było, a dziś juz tak zrezygnowanie próbuje znowu,i taka miła niespodzianka mnie spotyka, znów jesteś. witam ponownie. ściskam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŁo matko pojedyncza!!! Dobrze, że się wyjaśniło, bo już od zmysłów odchodziłam, czemu się na mnie pogniewałaś!;-)
OdpowiedzUsuń