poniedziałek, 30 marca 2015

niedziela, 15 marca 2015

Miało być cudo, a wyszła odsłona druga

Witam bardzo serdecznie. Los to potrafi przekornym być. Tak się chwaliłam parciem na igłę. A tu nagle bęc. Parcie może i było, ale czasu ani odrobiny. Powstało niewiele. Kolejne kolory, kolejne "kształty".
Pozdrawiam cieplutko.

środa, 11 marca 2015

To zaczynamy, odsłona pierwsza...

Zajęce zajęcamy, jak mawiał ktoś tam, a kolejna praca w toku. Mały cosik. Jednotonacyjna plama:
Roboty potrwają nieco dłużej, dlatego  pokazywać będę fragmentami. Okrutnego pędu na xxx dostałam. Zastanawiam się, czy to jeszcze mieści się w granicach jakiejś normy, tudzież hobbystycznej przeciętnej. Ponad pół roku zatrważająca niechęć, teraz szkoda mi czasu na sen, zajęcia dzienne. Najchętniej zamknęłabym się przed światem (on tylko przeszkadza) i wyszywała, wyszywała, haftowała...
 Pozdrawiam cieplutko. Zawitała wiosna. +14 st.C. szaleństwo. Choć śnieg jeszcze jest.

poniedziałek, 9 marca 2015

Skakały po łące zające

Trzy zające, czy zakochały się w biedronce, nie wie nikt. Nader one rozbrykane, by kontakt  z nimi uchwycić.
 
Drobinka mała, męcząca okrutnie. Najprzyjemniejsza była trawka. Gdyż to i kolorek słodki, energetyczny i robota szybka, i .... dobrze było. Zajęce mordęga. Prawdopodobnie przez to ich ciągłe skikanie...
Ale niech tam...Jak się do tych waryjatów nie śmiać. Mam nadzieję, że i u Was przywoła uśmiech na twarz.
"Gigant" kolorystyczny robi się...
Pozdrawiam cieplutko

niedziela, 8 marca 2015

Gdyż z zimą już tak jest i niechaj będzie kolorowo nam...

Zima jak to zima lubi śniegiem prósznąć, mrozem ściąć. Świat mrokiem owinąć. Prawie tak jest na naszej wsi obecnie. I trudno się dziwić. Wszak wciąż jest zima. Króluje nam zgodnie z wszelką literą prawa i bezprawa dwa tygodnie z górką jeszcze. Potem można miauczeć. Wiadomo również, że zima zimie nie jest równa. Są zimy godne. Solidne. Srogie i siermiężne. Są również i takie bardziej z nazwy i przypadkowych opadów. Jak u mnie na ten przykład. Gdzie nam się śmiesznym żuczkom równać z północnymi stanami Stanów. O takim Michigan to nawet piosenkę śpiewają, że tam zawieje i zapada serce w śnieg... niejednokrotnie to i nawet nogi. U nas, jak już kiedyś wspominałam, kataklizm następuje przy -5 st.C. Ale tych odczuwalnych, czyli na termometrze jest jakieś 1-0 st.C. Mamy zimy, w które śniegu spadnie 2-3 cm przez cały sezon i temperatura nie schodzi poniżej +5 st.C. Są i takie bardziej polskie. A bywa i mroźno jak obecnie, że trzeszczą rury w chałupach. Różnie bywa. Największym dla mnie problemem jest "odcięcie" od świata. To nie NY czy nawet Paterson (za dwoma miedzami), gdzie wyjść można, ew. bułkę i mleko nabyć, gdyż tam gdzie okiem sięgnąć sklepy i sklepiki, kafejki i inne takie; wszystkie partery kamienic handlowo zagospodarowane. U mnie nawet sklepiku osiedlowego nie ma, gdyż kamienic ze sprzedażą brak. Ogrody za to są, dzewa, chaszcze i chałupy...Kiedy zaś śniegiem sypnie już, a sypie od serca, jakby pierz rozsypać, to siedzenie w chałupie pozostaje i patrzenie przez okno na świat. Wszelkie odśnieżania psu na budę się zdają. Nim się do końca dróżki dojdzie, od początku trzeba zaczynać. Na ulice spychacze nie wyjeżdżają. Świat zamiera. To i pięknie jest i dzieci w domu i jakby troszkę w więzieniu. Tu odległości ogromne... To odcięcie najbardziej, najsilniej męczy. Kiedy jednak przestaje nieco padać, kiedy ubrania wszystkie czwarty raz suszone i zostają same kalesony, to pobawić się można i "igloo" pobudować...
Zimę to ja baaaardzo lubię. Śnieżną, mroźną, dłuuugą, taka prawdziwą, w okowach trzymającą, a najbardziej tę ze słonkiem jako bonusem...
Ale wystarczy. Mam nadzieję, że w tym sezonie przedwakacyjnym nie będę już musiała zaprzyjaźniać się z krawężnikami, na okoliczność nagłego hamowania i z drogi wyślizgnięcia się. Że nie będę się już odkopywać, tudzież auta z zasp wypychać - fakt, przy życzliwej pomocy innych. Kurczowo kierownicy ściskać aż do białości, jakby to coś pomogło... I że wycieraczki zawszę zdążą odsłonić widoki. No taka niemądra to już na pewno nie będę, by w świat wyjeżdzać przy "malusim" śnieżku jak na zdjęciu parkingowym z poprzedniego pisania... Niech on sobie dopada do końca, niech pokaże na co go stać. Ja pohaftuję w tym czasie. W domku cieplutkim, przytulnym, przy filiżance aromatycznej herbaty. Gdyż tymczasem jedno już się wyhafciło. Pokażę mozół pracy wkrótce. Drugie w kolejce czeka. Kolorowe, tęczowe, wiosenne, o:
28 kolorków jak w twarz strzelił. I tym barwnym akcentem żegnam się cieplutko i lekko sennie już. Książka czeka i inne przyjemnostki.
ps. W niedzielę następuje u nas na opłotkach zmiana czasu. Oj będzie się działo, będzie....

czwartek, 5 marca 2015

Świat zwariował...

a na pewno to co dzieje się na zewnątrz normalne nie jest. Wiosennie miało być, słonecznie i promiennie. Krokusy się pokazać miały spod śniegu zwałów i wszelkie inne pierworodne. Jak tak dalej pójdzie, to tulipany dopiero zobaczymy. Na nic się zdały kokosze zaklinania, mamienia i czarowania. Nie pomogło. Rypnęło, sypnęło i świat znów zakryło...
Jutro zaczynam haft na 28 jaskrawych kolorków. Może się wreszcie opamięta i nawróci w pokorze, może pomoże...
Pozdrawiam śnieżnie, mroźno i niestety wciąż zimowo...

wtorek, 3 marca 2015

Siedzi kwoka na grzędzie i przędzie...

... o nie, to innym razem. Ta jajec pilnuje...U mnie śnieg. Marzec wszak.
Kolorami mamienie sprawdziło się połowicznie. Wiary tracić nie należy . Wiosna i tak  przyjdzie. Do rzeczy jednak. Była sobie kolorów moc. Powstała z nich wielgachna kolorowa plama. Plama swoje konkretne kształty ma. Plama oglądana od lat. Któż bowiem jej nie zna? Kilka maźnięć konturem i powstała kwoka całkiem zgrabnie nastroszona:
Siedzi sobie kwoczysko, wymoszczone na sianku, jajca pokolorowało. Siedzi i nawet niespecjalnie gdaczy.
Od lat planowałam wziąć się za tę kumoszkę. W końcu  udało się. A oczyska jakie wystające ma...:
Śwarna dzieucha taka...
Pozdrawiam cieplutko i duuuużo słonka życzę.