Pojechaliśmy, w ramach - ruszyć się choć na chwilę, wszak wakacje są...
Waterbury, Vermont, Góry Zielone. Tereny piękne, pogodna zmienna, spokój i cisza. Tak jak lubię...
wybór ogromny...
Dużo śmiechu i zabawy
i widoki dla nas, dużych nieziemskie, nasze rodzime, sądeckie niemal...
Samo miasteczko nieduże, acz szalenie urokliwe. Niestety chmury i deszcze miały nastrój na psikusy. Atakowały w najmniej odpowiednich chwilach, zawsze, kiedy próbowałam uwiecznić zewnętrzność architektoniczną...
Jedna długaśna ulica z trzema odnogami prowadzącymi w góry.
Z lodów najcieplej wspominam lody Bambino w kwadratowych wafelkach. Zamknę oczy i czuję ich smak. Widzę, gdzie je sprzedawano. Punktu już nie ma, skweru już nie ma, zielona budka zniknęła i jej pani, a w mojej pamięci wdzięcznie się moszczą. Najlepsze lody dzieciństwa i najlepszy czas z nimi...
Pozdrawiam cieplutko
Fantastyczna wycieczka i piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńdziękuję:)
UsuńSuper wycieczka! Ja jestem lodożercą :D Moje ulubione to Cadbury Creme Eggs :)
OdpowiedzUsuńniemal wszystkie są dobre, byle zimne...
UsuńSmakowita wyprawa :)
OdpowiedzUsuńoj, bardzo smakowita!:)
OdpowiedzUsuńAleż słodka i smakowita wyprawa! Widoki z górami w tle, rzeczywiście sądeckie:)
OdpowiedzUsuń