czwartek, 31 października 2013

Halloweenowe wprawki

Takie oto kapelusze i torby przygotowały czasu swego panny dwie. Kawaler też przygotował, torbę. Czarną w żółte liście i mazaje. Tworzywem podstawowym były taśmy. Torby mają za zadanie pomieścić zebrane łakocie, kapelusze są ozdobą samą w sobą. Dziś za oceanem wielki dzień przebierańców.

niedziela, 27 października 2013

Z wakacyjnych wspomnień...

W ciągłej pogoni za czasem postanowiłam po każdych wakacjach wyhaftować obrazek związany z miejscem. Takich miejsc nagromadziło się wiele. Ubiegłoroczna Niagara, czeka i prosi o zmiłowanie. Tegoroczne góry i jeziora. Zaczynam jednak od małego miasteczka, jednego z wielu. Bardzo charakterystycznego. Typowego.
Widać jak czas nadruszył kościelną wieżę. Pomarszczyła się, pofałdowała, ale stoi, strzeliście, niezmiennie. Pierwszy obrazek z cyklu. Takich kościółków jest wiele. Ot, choćby ten:
Waterbury, Vermont.
Pozdrawiam cieplutko, bardzo, bardzo słonecznie i życzę spokojnego tygodnia.

poniedziałek, 30 września 2013

Szaleństwo gumkowe






Branzoletkowe szaleństwo gumkowe. Dzieła mojej córci. Nie wiem, czy na Wisłą też dziewczyny na to zapadły?!
Pozdrawiam gorąco, słonecznie ienergetycznie

niedziela, 22 września 2013

Początek jesieni

U nas jest jeszcze bardzo zielony. Ciepły. Z temperaturą nie schodzącą poniżej 23 st.C . Rozświetlony. Słoneczny. Zachwycający. Szalenie energetyczny. Porywający.
Dużo słonka i uśmiechu życzę wszystkim...

wtorek, 17 września 2013

"Merylin Mongoł"

Dramat Nikołaja Kolady , w przekładzie Jerzego Czecha i reżyserii Bogusława Lindy
 
 Sztuka znana nad Wisłą doskonale. To o odczuciach własnych będzie. Pierwszy raz w teatrze za oceanem. Kiedyś zapalona teatromanka, teraz..., e, szkoda słów. Jak dla mnie zbyt krótko, zbyt szybko. Nie zdążyłam się nacieszyć, nachłonąć, wczuć. Pełen zachwyt. Tak dawno nie widziałam żywego człowieka, który wygłasza kwestie na moich oczach, na wyciągnięcie ręki, na wspólny oddech. Nic teatru nie zastąpi! Nic!
Co się zmieniło od moich czasów? Mikrofon. Świetna rzecz. I zaskakujący realizm w efektach scenicznych.  Pamiętam markowanie rzutu, ruchu, działania. Teraz to się dzieje i zachwyca. Aktor nie musi grać zaskoczenia, on jest zaskoczony. Ja jako widz też.
Kulesza rewelacyjna. Absolutnie. Dorociński choć tylko epizodycznie, zachwycający. Odniosłam wrażenie, że zdecydowanie swobodniej czuje się na deskach niż przed kamerą. Był naturalniejszy. Starzyńska Olga - młoda aktorka, a poradziła sobie doskonale. Główna rola. Nie ustępowała prawie Kuleszy, może lekko dykcja zawodziła. Widać duży potencjał. Pamiętam przedstawienia prowincjonalnego rodzimego swego teatru i jestem prawie przekonana, że tamci aktorzy sztuki by nie zagrali. Przekrzyczeli, przetupali. Może zmieniła się technika gry, a może nie. Byłam zauroczona. Cudownie oddany klimat rosyjski. Wielu mamy znajomych Rosjan i Ukraińców i nagle zrobiło się tak, jakby to oni byli na scenie a nie czterech aktorów z Polski.
I jeszcze Wnuk Dariusz, jojczący, skamlący, bezwzględny.
Sala pełna. Linda w dżinsach i koszulince, całkowicie wycofany, zawstydzony, nie on był gwiazdą. Cztery osobowości aktorskie na scenie, plus piąta reżysera i dużo skromności.
Widzowie przyszli na komedię (?!), zobaczyli dramat z myślą końcową, że najważniejsza jest nie wiara i miłość a nadzieja. To takie bardzo rosyjskie i prawdziwe, jednak.
Zdjęcia z internetu, z przedstawienia warszawskiego.
Na sam koniec tej uczty duchowej ponownie zauroczyłam się Nowym Jorkiem. Jest w tym mieście magia dzika. Planujemy całodzienny wypad na Manhattan.
Pozdrawiam cieplusio, jeszcze nie jesiennie.

niedziela, 15 września 2013

A miało być tak ładnie...

słonecznie, niedzielnie, wypoczynkowo, kulturalnie, w poniedziałek sklepowo i zakupowo, wolno i relaksowo. I co? I D.PA.
Wczoraj późnym popołudniem gadzina jakaś, może nawet wstawiona, najechała mi na auto. Saturnik stał spokojnie zaparkowany jak zawsze. Usłyszałam huk, lekko głuchy. Pomyślałam bezmyślnie, pewnie ktoś źle wymierzył odległość i kogoś klapnął. Nawet po czasie przez okno wyjrzałam. Moje autko stało spokojnie, bez znaków wklapnięć. Wieczorkiem było mi nijak.
Lakier zharatany na całej długości auta. Co z lusterkiem, widać. Szyba zrysowana. Niby da się z tym żyć. Ale żal ściska i szlag trafia. Co za matoł jakiś to zrobił. Lusterko lekko 200$ wyjdzie. Jak nie więcej. Robocizny nie liczę, mąż zrobi. Jutro siedzę w domu. Nie wyjadę z taką masakrą na ulice. Plany były rozległe. To teraz rozlegle mogę się pozłościć.
Cholibka, cholibka, cholibka. Wolny dzień od wieków jedyny. Dzieckom miałam ponabywać nowe szmaty do szkoły. Porosły nieprzyzwoicie przez wakacje. Za chwilkę chłody przyjdą, a moje długie spodnie mają, jakby co najmniej woda w piwnicy stała. Ktoś zapyta, co za problem? Ano jest. Uniformy dzieci noszą. Spodnie z określonego materiału, w określonym kolorze, bez kieszeni. Nie lubimy go ani ja, ani dzieci. Sztywny, sztuczny. Jak w takim czymś 8 godzin siedzieć. To nabywam Kasi takie bardziej "eneganckie", z lekkiego, przewiewnego materiału lub jerseyowe, szerokie. Póki protestów dyrekcji nie będzie, będziemy markować. W końcu upatrzyłam i kolor, i fason, i materiał. Ale nie pojadę i nie nabędę. Z Młodym podobnie jest. On portki w gumkę. Takie są tylko do rozmiaru 7. Chłopak, dłuuugi (8) a chudy. Znalazłam. Nie pojadę. Lusterko wisi smętnie. Popołudnia mamy pozajmowane. Chlibka raz jeszcze.
Do teatru dziś jedziemy. Mój Boh, pierwszy raz od tysięcy lat. Uczta kulturowa, a tu taki ambaras. Moim mieli my jechać. Kto w Niu-Jorku był, wie, że tam najlepiej małym autkiem się jeździ i jeszcze lepiej takim małym parkuje.
Tak sobie myślę złorzecznie, niech ta zaraza piracka choć czkawkę godzinną ma. Zniszczył i nawet się nie zatrzymał!
Szlag!
Pozdrawiam cieplusio; ważne, ze nikomu nic się nie stało!

piątek, 13 września 2013

To i zaczęło się...

Pierwszy tydzień nauki za nami. Nami prawie wszystkimi. Rok szkolny kolejny rozpoczęły dzieci i tego samego dnia mama ich Myszulowa. Ciężki to był powrót dla ucznia najstarszego. Pełna reorganizacja zajęć dziennych ze szczególnym uwzględnieniem godzin popołudniowych. Kiedy to lekcji należy dopilnować, a i samemu się do qupy zebrać i rodzinę na kilka godzin osierocić, ku uciesze tej rodziny niestety, psia kostka, się doczekałam...
Młodszego dziecka plecak dzienny:
Chłopięcie moje w pani swej zakochane. Była to miłość od pierwszego rzutu. Staśku nauczycielkę z widzenia i słyszenia znał. Ale to teraz Jego pani jest przez rok cały i co powie, świętym się okazuje być. 
Staś chłonie wszystko i bardzo stara się być grzecznym uczniem. Kobietka lubi dzieci, to się czuje. Dla niej nie ma znaczenia ilość dobrych ocen w dzienniczku. Ona szanuje dzieci. I pewnie dlatego dzieci ją uwielbiają. Jest niekwestionowaną gwiazdą nauczycielstwa w szkole. Była też nauczycielką Kasi. Szybka, energiczna, konkretna, zdecydowana, z ogromnym poczuciem humoru. Niewysoka, drobna, trenerka triathlonu. 
Panna starsza:
Wkroczyła w doroślejsze życie. Uczennica klasy szóstej, czyli pierwszej gimnazjalnej. Do matury przystąpi w roku pańskim 2020.

Spokojnego, słonecznego weekendu życzę!