poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ostatnim tchnieniem w nowy rok

W tym roku pracę zaczynam i kto wie, może skończę?! Raczej nie skończę. Może w pierwszym tygodniu nowego roku. Kolorystyka iście nie zimowa. Tematyka - się okaże. Prezentacja:
Przyjemnie jest trzymać w palcach zdrętwiałych, kostycznych, niezgrabnych igłę, nitki przeciągać, kanwę miąć niemiłosiernie. Już zapomniałam jakie to miłe uczucie. By jednak nie przeciągać,

na ten nadchodzący sprintersko 13. rok drugiego tysiąclecia naszego, 
pragnę życzyć wszystkim, w tym i sobie, 
by był on lepszy, spokojniejszy, wypełniony uśmiechem, nowymi szalonymi wyzwaniami, 
by trzymał nas w zdrowiu i obfitości wszelkiej!
a nie zawracał głowy bzdurami technicznymi, z kosmicznej jakiejś epoki i pozwolił spokojnie logować się na swoje konto, tudzież bloga. Sić!

Do siego i możliwie najlepszego!

środa, 26 grudnia 2012

Pod choinką...

Paczek i pakunków było zatrzęsienie. Nie wiedzieć kiedy i skąd się nazbierało. Oczywiście głównie dla dzieci. To radość ogromna szykować prezenty dla maluchów z każdym rokiem większych i starszych. Uśmiech na twarzy dziecka bezcenny. Okrzyki zachwytu miodem na duszę i muzyką niebiańską dla uszu. Dzieci potrafią być wdzięczne, za drobiazg, za pamięć. Wdzięczna byłam ogromnie i ja. Cudne prezenty otrzymałam. Wymarzone. Co sobie zapragnęłam, dostałam. Mało pragnęłam, skromnie, może nawet zbyt skromnie, nie chciało się przedobrzyć. A cieszę się jak dziecko.
To tak: wszystko Szwai, na czytnik, to pokazać nie potrafię, wisioreczki i bombeczki od dzieciątek, takie wdzięczne, słodkie, od serchuchów młodocianych ogromnych; kucheneczkę podręczną na prąd, taką półkową:
 i miód na duszę rękodzielną w szczególe:
Tildy. Początek kolekcji, obiecane następne. Łoł!
Patrzałki podświetlane na kaprawe oczka me, ciekawość jak się sprawdzą. póki co jednym okiem dobrze powiększa, drugim mgli...

Trzeba będzie za maszynę się brać i do xxx wrócić. Innych możliwości nie ma.
A za oknem buro. Deszczowo. U nas już po Świętach. Jeden dzień tylko. Take życie.
Pozdrawiam gorąco. Pięknie dziękuję za wszystkie życzenia nadesłane drogami różnorakimi. Mam też cichą nadzieję, że moje karteczki doszły...

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt


Zbiorowo kartek kilka

jakość nocna. Dzieci zadowolone, panie ponoć zaskoczone, mama może mruknąć - coś tam przygotowałam....
Szło na dwie raty. W sumie kartek 6. Rekord.
Pozdrawiam cieplusio. U mnie dziś nie jest deszczowo (co za radość), bardzo słonecznie i z lekka wietrznie...

sobota, 22 grudnia 2012

tą radosną nowiną....

...pragnę się podzielić. Nie, nie, żadne osobowe nowości wystrzałowe. Nie w moim wieku, gdy kark się gnie, włos siwieje, oczka kaprawe i w kościach strzyka. Ja bardziej przyziemnie. Na okoliczność dalszego dostępu do bloga pragnę podzielić się prywatną radością. Przedostatni wpis dotyczył ciężaru wiedzy. Dzisiejszy dumy z chwilowego podźwignięcia tejże. Zawile. Ale tak sobie myślę, że jeszcze chwila, jeszcze momenty dwa i przestanę umieć po polsku pisać. Już się składnia zdania miesza. Znaczy od strony dupy zaczynam myśleć, mówić i pisać. Wpływ to obcego. Wracając do sedna wpisu - kolejny semestr zaliczony. Ostatnie egzaminy za. Dziś wreszcie siedzę w domku i nic nie muszę! Lenię się. Na chałupę patrzę. Oczy zamykam. Patrtzeć nie chcę. Wszak święta za progiem. Ja w lesie. Nie będzie jednak szarpaniny. Ulgę czuję i radość. Książki w kąt rzucone. Notatki nie. Przydadzą się w następnym semestrze. Ale...
 Wyniki pełne będą w przyszłym tygodniu. Podejrzałam, z jednego przedmiotu ocena już jest. A-. W dokumentach bez minusa. To ulga. Ocena ta przeprawy miała. Nieprzyjemność i niesmak jej towarzyszyły. Pierwszy raz w życiu poczułam się dyskryminowana. Co prawda podobnież sygnały wcześniejsze były. Opierałam się jednak temu wrażeniu. Aż pękło. W przyszłym semestrze nieprzyjemność będzie znów z tym samym wykładowcą się spotkać. W grupie naszej znalazły się tylko dwie europejskie osoby. Czystym przypadkiem pozostałe osoby hiszpańskojęzyczne były. Jakoż i pani prowadząca. I kulą u nogi okazały się te dwie Europejki. Dwie białe. Dwie inne. Dwie językowo niezrozumiałe i dwie troszkę jakby z innej planety. Dziki kocioł normalnie. Co nas jednak nie zabije, to zdecydowanie wzmocni. Lubić się z nauczycielem nie trzeba. On w gorszej sytuacji. Zawsze może przestać uczyć. Myślę, że już nie będzie on, czyli ona punktować testów względem rasy i koloru skóry, a zgodnie z przyjętym założeniem i nic nie zmieni faktu, że nasz polski akcent jest twardy i siermiężny, ale jakże bliższy angielskiemu niż śpiewny hiszpański, a i wszelkie inne takie tam. Wybaczam pani popełnione przez nią błędy. Się zrehabilitowała i ocenę postawiła zgodną i należną, bezanimozyjną. Ona lepiej wie, ile student muszulowa potrafi, a student myszulowa nieskromnie twierdzi, że na tle grupy całkiem wybijająco się. Sobie ulżyłam. Wszystkim uczącym się - życzę dużo siły i wytrwałości, a uczącym się, pracującym zawodowo i doglądającym domu i rodziny potrójnie tej siły życzę. Cierpi niestety rodzina.
Świątecznie bez większych przygotowań i prac. Ledwie kilka karteczek dla szkolnych dzieckowych pań nauczycielek. w następnym wejściu będą.
To już nie zanudzam. Czasem odrobina prywaty jest człowiekowi marnemu potrzebna. Sic!
Za cierpliwość i wyrozumiałość, tym, którzy do końca dotrwali wdzięcznie dziękuję!

niedziela, 16 grudnia 2012

z nagła i niespodziewanie...

co za ulga. Po miesiącach niemożności dostania się na własnego bloga, po niezliczonych nieudanych próbach wpisywania komentarzy, wreszcie się udało. Nie wiem jak. Coś ponaciskałam i jestem. We własnej norce. Nie wiem, czy kolejnym razem wejście znów się powiedzie. Oby. Nie radzę sobie z nowoczesną techniką. Jakieś konta. Było jedno, są dwa. Skąd? Osobiste musi mieć zmieniony adres. Dlaczego się pytam? Co to wszystko znaczy? Wyjaśnienie zupełnie nie na mój niewspółczesny rozum. Nowomowy komputerowej nijak zrozumieć nie potrafię. I to już nawet nie jest oznaka starzenia. Pewne zagadnienia są obce i już!
W każdym razie jestem. Nie tworzę. Marazm w myszulowym świecie okrutny. Doba dzieli się na pracę, szkołę i sen. Marzę o błogim lenistwie, o zaszyciu się w domu, pobyciu całą parą z dziećmi, dłuuugaśnych, leniwych rozmowach z mężem. Teraz wszystko jest w biegu i na wiecznym spóźnieniu. To nie życie, raczej gigantyczna pomyłka.
Nic to. Ktokolwiek tu jeszcze zagląda niechaj się czuje wyściskany i gorąco pozdrowiony!
W wolnej chwili pozmagam sie z nowoczesnością!
Spokojnego tygodnia życzę!

poniedziałek, 17 września 2012

Ciężar wiedzy...

naszej szkolnej. Minęło już półtora tygodnia nauki. Za nami pierwsze testy, pierwsze prace, sprawdziany. Pełne wdrożenie w naukę i niepamięć wakacji.  Każdy nasz domowy uczniak ma swoje podręczniki. Staśku jeszcze swojej czytanki do domu nie przytaszczał. Maleńkie tylko książeczki po stron 16. Pracy domowej dla odmiany przynosi w nadmiarze (klasa pierwsza, dziecko lat 6). Kasia to już poważna uczennica. Ostatnia, 5 klasa szkoły podstawowej. I chyba w imię tej powagi podręczniki odpowiednio ciężkie bywa do domu przynosi. Ucha plecaka w szwach trzeszczą. Mała prezentacja:
Do każdego podręcznika są jeszcze po dwie ćwiczeniówki. Zeszyty stanowią drugą taką qupeczkę. Dziecko nie dostarczyło do obłożenia dwóch jeszcze podręczników gramatycznych. Tyż grubiuśkie i ciężkuśkie, pełne wiedzy!
Moja qupencja dostojna, poważna, godna:
 razem ma się to tak:
No to czyja wiedza jest poważniejsza?
Pozdrawiam gorąco, bardzo jeszcze upalnie i mozolnie znad podręcznika wiedzowego...

czwartek, 6 września 2012

Postępy w pracy...

minimalne są...
Wygniecione, wytargane. Wąskie, długie, nieporęczne. Zabrakło dwóch ważnych kolorów. Nadrobi się.
Dziś wielki dla nas dzień. Początek roku szkolnego. Za chwilkę jadę odebrać maluchy ze szkoły. Cofnęło miasto busy szkolne. Oj będzie się działo. Na 17.00 wzywa moja szkółka. Tu dopiero będzie sie działo...
Pozdrawiam serdecznie z zapowiedzią kolejnych męczących sesji zdjęciowych...
Dziękuję cudnie za odwiedziny i słów kilka.

poniedziałek, 3 września 2012

Niagara amerykańska

... czyli to co najpiękniej widać z Kanady. To mniejsza część wodospadu, a może to jeden z dwóch wodospadów. Chyba tak. Zdjęcia boczne z Hameryki czynione, onfasem wodospad widziany z Kanady. Huczy, zachwyca, pieni, mgieli...
Jedno ze zdjęć osnute wodna mgiełką...
Cudnie dziekuję za wszystkie odwiedziny i zostawione komentarze. Jeszcze będę męczyć. Wciąż tyle wrażeń we mnie i zauroczeń...
Pozdrawiam cieplusio w tutejszy Dzień Pracy...

niedziela, 2 września 2012

tematyka i kolorystyka

Jedno i drugie monotematycznie wciąż bez zmian. Nu, może jedna zmiana jest. Tym razem nie fotowo a robótkowo. Zaczęłam robić. Dałam sobie czas do przyszłych wakacji...
Ślicznie dziękuję za wszystkie komentarze! Dalsze zdjęcia będą wkrótce. Czas niepostrzeżenie ucieka, na nic go nie mam, wciąż go szukam.Pozdrawiam gorąco, słonecznie i ciepło!

piątek, 31 sierpnia 2012

Niagara River

... to już wszystko wiadomo. Wyniosło nas nad Niagarę. Dziś o rzece będzie. Wypływa ona z jeziora Erie, a wpływa do jeziora Ontario, czyli te dwa z wielkich pięciu łączy. Rzeka zasadniczo spokojna jest. Rozlewna miejscami wyższymi, leniwa
Tu na wysokości Chippawa. Cudnie się w niej pływało. Dalej płynie sobie i płynie, choć troszkę zaczyna się burzyć...
i nagle spada, o czym innym razem, po czym znów płynie. Nad nią most, a po prawo i po lewo Niagara Falls, tylko różnych narodowości. Most to jest graniczny o pięknej nazwie - Tęczowy (Rainbow Bridge).
A rzeka sobie płynie. Do przejścia spora drogę ma. Mija kolejny Whirlpool Rapids Bridge...
Spokojna też już nie jest. Miejsce się jej ścieśniło. Szaleje. Kanionem się rzuca, co to ten kanion kiedyś był niższy a teraz jest wyższy i szerszy był, nie węższy i wrażenie robi niesamowyte
potem to już sobie do kolejnego Ontario jeziora wpada... za jakiś czas, po kolejnym moście ...
Zachwycający odcinek i ta kolorystyka...

środa, 29 sierpnia 2012

Z wakacji powrót

... to i będę teraz zamęczać. Przez postów nawet kilka. Dużo wrażeń, dużo obrazów w głowie, dużo zachwytów. Pragnę się tym podzielić. Może uda się zauroczyć tym, co zauroczyło mnie, moją rodzinę. Nie wiem, jak zmieścić zdjęć dziesiatki...
Zaczne może od tego, że pogoda była przednia. Bardzo ciepło, ale już jesiennie i z cudnie schłodzonymi nocami. Wstawaliśmy wypoczęci i pełni werwy, gotowi do kolejnego dnia przedreptanego, tudzież... przepłyniętego?!... Na pierwszy ogień obrazki z podróży. Był już kiedyś taki jeden pan, który biegał i biegał i biegał. Z nim potem biegali inni. On biegał po całej krainie, my jechaliśmy ledwie po dwóch stanach. A kraina wielGa jest i piękna, jak nic. Ponieważ osobiście kocham góry, to i wzdycham przy najmniejszym pagórku. W te wakacje dane mi było zobaczyć łąki najprawdziwsze żółcią i fioletem ukwiecone i brzóz wiele i w ogóle. Strumyki, przestrzenie, połacie ogromne kukurydzą obsadzone, biedę ludzką i pracę wytrwałą i spokój i ciszę i co tam jeszcze...:
Foty takie sobie. Jednak trudno zrobić dobre przy prędkości 120 kilometrów na godzinę i to niewprawną ręką...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Halloweenowo z gazet tubylczych

Można lubić, można nie. Jednak lokorystyka i pokraczność obrazków niewątpliwie przyciąga uwagę. Nabyłam ostatnio dwie tutejsze gazetki. Jedna w całości poświęcona halloween, druga w połowie. Pozwalam sobie pokazać to i owo:
 Mniejsze formy zdecydowanie ciekawsze. W razie zainteresowania, dysponuję pomocą.
I to by było na tyle. Idę na klonowy syrop...