środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku

Dobrego, spokojnego, uśmiechniętego roku życzę...

wtorek, 30 grudnia 2014

Świąteczne kartki Kasi

Przede wszystkim gorąco i wdzięcznie pragnę podziękować za wszystkie życzenia, jakie otrzymałam od Was. W każdej możliwej formie. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności diable zawinęło mnie ogonem i wyrzuciło w niebyt, blogowy również... Tym bardziej jestem zaskoczona i wzruszona pamięcią...
Czas miniony to kartki i papiery. Dosłownie.. Projekty, papierzyska wszelkiej maści, prace swoje i dzieckowe i na koniec karteczkowe próby rękodzielne. Dużo kartek powstało. Wiele z nich nie doczekało się uwiecznienia. 
Kasia uczestniczyła w kiermaszach, loteriach fantowych. Prosiła o pomoc czasem.... W grupach klasowych  znana jest już ze swoich prac  karteczkowych.
Zamieszczone dzisiaj prace, to wytwory mojej córki.  Każdego roku szkoła bierze udział w akcji "kartki dla dzieci...", czyli uczniowie przygotowują świąteczne kartki z życzeniami dla dzieci chorych z pobliskiego szpitala. Przygotowania odbywają się na zajęciach w szkole. Dziecko moje uznało, że przygotowywane prace są niewątpliwie ładne, rysowane głównie, jednak Ona chce przygotować trwalsze, inne... Materiały wyszukiwała i cięła w domu. Kleiła w szkole. Powstało 5, może 6 kartek. Wiadomo Kasia... Inne dziewczynki chętnie pomagały, wzorowały się, przyglądały...
Kartek dla koleżanek (sztuk 7) najbliższych i nauczycieli ( chyba 5) nie udało się uwiecznić. Nazbyt szybko to wszystko poszło, każda z nas myślała o tej drugiej. Żadna nie wzięła aparatu do ręki tudzież innej maszyny technologicznej. Duża szkoda. Kartki były interesujące. Z Magnoliami. Słodkie, zabawne, podobały się. Dowodów jednak brak...
Pozdrawiam cieplutko

środa, 24 grudnia 2014

wtorek, 16 września 2014

Rzecz miała się tak...

Pogaduszki przedlekcyjne. Rozgrzewka przed pracą. Ciągłe jeszcze oswajanie się nauczyciela z uczniami i w drugą stronę. Od słowa do słowa, padło hasło urodziny. Pani przyznała, że właśnie urodziny miała. Reakcja natychmiastowa. Urodziny? Kiedy? Jak? A party było? W szkole? Nie? Koniecznie trzeba nadrobić! Już zgłaszają się dzieciaki, co kto przyniesie. Kto ciasta, kto talerzyki, pierogi nawet i tym podobne różności. Kasia oczywiście wyskoczyła z kartką. Pani traktowała sprawę za żart. Żart to nie był. Była imprezka. Słodkości, gitara. Śpiewy, szaleństwa, śmiech. Była i kartka. Podpisana Kasia i sp.z. Pełna kooperacja. Jedna wybierała, druga kolorowała. W kolorowaniu jest już u nas specjalizacja. Zatem każda robiła to, co robi najlepiej. Potem wspólne wybory kolorystyczne, dekoracyjne. Kachna wskazywała miejsce, mama kleiła...
Panna Tilda Magnoliowa w niebieskiej odsłonie ;
Na zdjęciu prześwietlonym widać, jak świeci i błyszczy wszystko, co śmiecić i błyszczeć powinno, czyli róże glazurą potraktowane i falbanki w sukienusi, tudzież kokardki we włosach zaprzyjaźnione z gluterkiem brokatowym...
Do ozdoby karteczki wykorzystane zostało ostatnie szydełkowe kółeczko. Prezent od Dorotki z Momentalnie Ja. Dorotko, dziękuję przepięknie!
Całość może przesłodzona i przebłyszcząca. Jednak wyszło jak wyszło. Środek podpisami i wpisami zapełniony został. Pani zgłosiła swą kandydaturę na agenta dla Kasinych prac...
Cała imprezowa historia na tyle jest ciekawa, że:
1 - nie ma zwyczaju i przyzwolenia na czynienie imprez konsumpcyjno-śpiewanych w klasach w trakcie lekcji
2 - każde zajęcia odbywają się w innej grupie osobowej. Trudno zatem mówić o zgraniu i konsolidacji. Dzieciaki przydzielone są przypadkowo. Bywa, że widzą się tylko jeden raz w ciągu dnia... znaczy dosyć obcy sobie. Tu nagle powstała grupa. Pomysłowa, podobnie myśląca, ufająca sobie. Fakt, znają się już drugi rok. To grupa honorowa. I albo byli ze sobą na angielskim w ubiegłym roku, albo na matematyce, tudzież na obu przedmiotach.To dzieciaki, które wiedzą po co przychodzą do szkoły. W tym roku też są na tych dwóch przedmiotach razem, czują się ze sobą dobrze, rozumieją bez słów, potrafią zaszaleć i zadziałać i oby tak pozostało do końca tej szkoły sic!
Pozdrawiam cieplutko, bardzo słonecznie, z ptasim trelem za oknem...

niedziela, 7 września 2014

Żeby nie było....

Choć wciąż w klimatach wakacyjnych tkwię, to zaprezentować fragment pracy pragnę. By nikt nie powiedział, że tylko tematy poboczne, o robocie hafciarskiej nic...
Leniwie i powolnie, wciąż do przodu jednak pcham wspomnienie wodne (jednak) z wyprawy wakacyjnej jednej. Więcej jest niż mniej. Szansa istnieje do końca roku ukończyć...
Pozdrawiam cieplutko, bardzo, bardzo gorąco wręcz (jakieś 33 stopnie C.)

wtorek, 2 września 2014

Przerażające i wspaniałe...

Tak powiedziało dziecko młodsze, kiedy znalazło się znów na łódce i przestało być ptakiem... Staś nie przepada za wysokościami, zwłaszcza, kiedy widzi bezmierną przestrzeń wokół. Na pytanie czy chce iść na spadochrony, początkowo odpowiedział zdecydowane nie. Nie dziwię się. Sama chciałabym być choć przez chwilę jak ptak na niebieściach, ale wziąwszy pod uwagę wysokość i głębokość.....
Córka uznała, że boi się troszkę, ale jeśli nie spróbuje, to nigdy się nie dowie, jak to jest i jakie to uczucie...
Mądra dziewczynka! Jak się czuła? Swobodnie. Była szczęśliwa!
To teraz kilka szczegółów technicznych.
 Stateczkiem wypływa się hen, na środki jeziora. Zostaje w uprzęż ubranym, na tyłach stateczku staje i .... nagle jest się już w górze. I coraz wyże,j i wyżej, i wyżej....
Wiatr we włosach i całe piękno pod sobą. Wody lazury. Gór szczyty. Składane zeznania dowodzą, że to nieskończenie zachwycające, poza tym absolutnie niemożliwe do opisania. Chciałoby się, by trwało to wiecznie. Trwa jakieś 30 minut. Potem jest powolne opuszczanie. Coraz niżej i niżej i nagle nogami hamowanie po wodzie, delikatne, zabawne, kacze, przyjemne. Spadochron poderwany jest do góry, po czym delikatne staje się na tylnej części stateczku. Niby nic a tak wiele. Każdemu życzę podobnych przeżyć. No bo ptakiem być to piękne jest...
Pozdrawiam cieplutko i słonecznie

niedziela, 31 sierpnia 2014

Parasail... czyli spadochron prawie, prawie

Nawet więcej niż prawie. Najprawdziwszy spadochron, tylko kontrolowany z lądu. Albo z wody... O atrakcjach nadwodnych chciałam napisać. Wakacje spędziliśmy nad jeziorem. Jezioro zwane perłą jezior tutejszych poza swą imponująca długością 52 kilometrów oferuje wiele atrakcji. W każdym razie jest w czym wybierać. Pływanie, plaskanie, łódkowanie, statkowanie, wodne rowerowanie, kajakowanie. Jezioro, baseny, park wodny, rwące rzeki, potoki z kaskadami, paralotnie, wodolotnie i co tylko jeszcze się chce. Na wszystko czasu nie starczyło. Będzie co nadrabiać w przyszłym roku. Dzieci moje wodę kochają miłością rybią chyba. Nie straszne im głębiny i wiry, fale i niestabilność pod nogami. Jestem matka dumna, dumą z dzieci swych puchnąca.... Czas wakacyjny nasz...:
Pozdrawiam cieplutko i słonecznie

środa, 27 sierpnia 2014

Jezioro Jerzego

czyli z wakacji powrót. Nazwa przewrotna. W oryginale tubylczym jest to najzwyczajniej Lake George w stanie Nowy Jork. I jezioro, i miasteczko. Miasteczko znajduje się nad jeziorem, dokładniej na jego, tego jeziora, zaczątku, na południowej stronie. Malutki to zaczątek, jakieś set metrów. Malowniczy za to,  zachwycający.
Zachwycające jest jezioro, dłuuugaśne niemożliwie, zachwycające miasteczko, zachwycające są góry otaczające jezioro i cały region, na którym znajduje się Lake George, czyli Adirondack. Kraina jezior, jaskiń, oszałamiających szczytów górskich i wszelkich możliwych formacji geologicznych. Raj na ziemi, pełen ciszy, spokoju, piękna. Woda i góry, czyli to co tygrysy lubią najbardziej...
 
Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie

Candy u Ani Czarodziejki

Póki nie re-nauczę się zamieszczać banerki w pasku bocznym, zamieszczam jako nowy wpis. Ania, czyli najprawdziwsza Nitka Czarodziejka ogłosiła rozdawajkę cudną nadzwyczajnie...

sobota, 16 sierpnia 2014

Distressowe próby markerowe

... różnej jakości one, ale są. Czas zajmują, poniekąd cieszą. Posiadaczką znacznej ilości mazaków distressowych zostałam. Cóż, choć próby wydają się coraz składniejsze do ładności wciąż obrazkom baaardzo daleko. Ponadto okazuje się, że ilość posiadanych środków roboczych nijak nie przekłada się na jakość i talent. O doborze trafionych kolorów i uroczym ich ze sobą zestawieniu nie wspominam, to sromotą trąci....
Malowanek sporo już. Więcej by może i byłoby. Jednak nie stemple to są żywe, namacalne, natychmiast po odbiciu właściwie wodoodpornie tuszowane,  a  digi stemple tzw.  Od wydrukowania dobrze jest kilka długich dni odczekać, by tusz wsiąkł należycie, rozłożył się i wysuszył. Świeży tusz drukarki z wodą jakoś nie do pary się mają, Uczymy się z Kasią wzajem, Testujemy, próbujemy... wyniki:
Idziemy dalej męczyć papier, markery i siebie...
Spokojnego, dobrego weekendowania życzę!

sobota, 9 sierpnia 2014

Dziewczątko od Veronique Enginger

Malutki, drobniutki obrazeczek na plastikowej kanwie. Kolory przekłamane. Rzeczywiste trudne do uchwycenia. Mileńka dziewczynka...
Pozdrawiam cieplutko, słonecznie, bajecznie...

środa, 6 sierpnia 2014

Powrót do starego... świata wodnego...

Za chwilkę miną dwa lata od naszej wyprawy nad wodospad. Obrazek haftowany rozpoczęty i poniechany. Aż wstyd na lica wypełzł. Zważywszy, że szykujemy się do kolejnej wyprawy. Ulitowałam się nad wodną sromotą i małymi kroczkami haftuję dalej i dalej... Coś tam już widać...
Ciężko się robi, niewdzięcznie, wyjątkowo niestarannie. Ogromne połacie bieli. Nic to. Mam nadzieje, że po wypraniu (choć zwykle nie piorę, ba, nie moczę nawet) i wyprasowaniu, nitka wyrówna się i całość nabierze przyzwoitego wyrazu...
Pozdrawiam cieplutko acz nie parno...

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Lody, lody dla ochłody...

Kto nie lubi lodów? Pewnie znajdzie się kilka osób. Nasza rodzinka należy do amatorów lodowych rozkoszy. Niedaleko, tuż za miedzą, jest dość duża wytwórnia lodów, jednej z popularniejszych marek lodowych na tutejszym rynku bez dna...
Pojechaliśmy, w ramach - ruszyć się choć na chwilę, wszak wakacje są...
Waterbury, Vermont, Góry Zielone. Tereny piękne, pogodna zmienna, spokój i cisza. Tak jak lubię...
Było zwiedzanie wytwórni, było i kosztowanie
wybór ogromny...
Dużo śmiechu i zabawy
i widoki dla nas, dużych nieziemskie, nasze rodzime, sądeckie niemal...
Samo miasteczko nieduże, acz szalenie urokliwe. Niestety chmury i deszcze miały nastrój na psikusy. Atakowały w najmniej odpowiednich chwilach, zawsze, kiedy próbowałam uwiecznić zewnętrzność architektoniczną...
Jedna długaśna ulica z trzema odnogami prowadzącymi w góry.
Z lodów najcieplej wspominam lody Bambino w kwadratowych wafelkach. Zamknę oczy i czuję ich smak. Widzę, gdzie je sprzedawano. Punktu już nie ma, skweru już nie ma, zielona budka zniknęła i jej pani, a w mojej pamięci wdzięcznie się moszczą. Najlepsze lody dzieciństwa i najlepszy czas z nimi...
Pozdrawiam cieplutko