wtorek, 17 września 2013

"Merylin Mongoł"

Dramat Nikołaja Kolady , w przekładzie Jerzego Czecha i reżyserii Bogusława Lindy
 
 Sztuka znana nad Wisłą doskonale. To o odczuciach własnych będzie. Pierwszy raz w teatrze za oceanem. Kiedyś zapalona teatromanka, teraz..., e, szkoda słów. Jak dla mnie zbyt krótko, zbyt szybko. Nie zdążyłam się nacieszyć, nachłonąć, wczuć. Pełen zachwyt. Tak dawno nie widziałam żywego człowieka, który wygłasza kwestie na moich oczach, na wyciągnięcie ręki, na wspólny oddech. Nic teatru nie zastąpi! Nic!
Co się zmieniło od moich czasów? Mikrofon. Świetna rzecz. I zaskakujący realizm w efektach scenicznych.  Pamiętam markowanie rzutu, ruchu, działania. Teraz to się dzieje i zachwyca. Aktor nie musi grać zaskoczenia, on jest zaskoczony. Ja jako widz też.
Kulesza rewelacyjna. Absolutnie. Dorociński choć tylko epizodycznie, zachwycający. Odniosłam wrażenie, że zdecydowanie swobodniej czuje się na deskach niż przed kamerą. Był naturalniejszy. Starzyńska Olga - młoda aktorka, a poradziła sobie doskonale. Główna rola. Nie ustępowała prawie Kuleszy, może lekko dykcja zawodziła. Widać duży potencjał. Pamiętam przedstawienia prowincjonalnego rodzimego swego teatru i jestem prawie przekonana, że tamci aktorzy sztuki by nie zagrali. Przekrzyczeli, przetupali. Może zmieniła się technika gry, a może nie. Byłam zauroczona. Cudownie oddany klimat rosyjski. Wielu mamy znajomych Rosjan i Ukraińców i nagle zrobiło się tak, jakby to oni byli na scenie a nie czterech aktorów z Polski.
I jeszcze Wnuk Dariusz, jojczący, skamlący, bezwzględny.
Sala pełna. Linda w dżinsach i koszulince, całkowicie wycofany, zawstydzony, nie on był gwiazdą. Cztery osobowości aktorskie na scenie, plus piąta reżysera i dużo skromności.
Widzowie przyszli na komedię (?!), zobaczyli dramat z myślą końcową, że najważniejsza jest nie wiara i miłość a nadzieja. To takie bardzo rosyjskie i prawdziwe, jednak.
Zdjęcia z internetu, z przedstawienia warszawskiego.
Na sam koniec tej uczty duchowej ponownie zauroczyłam się Nowym Jorkiem. Jest w tym mieście magia dzika. Planujemy całodzienny wypad na Manhattan.
Pozdrawiam cieplusio, jeszcze nie jesiennie.

5 komentarzy:

  1. O teatrze mogłabym w nieskończoność! To sztuka, która pobudza umysły. A teatr, który to pobudzenie umożliwia - membrana. Wrażliwy, zagrożony gorączką żywy organizm. I ten żywy organizm potrafi porwać, zakłopotać, zirytować, rozweselić, oszołomić i pouczyć inne żywe organizmy.
    I za to go kocham :)
    Wielu takich spektakli przeżytych na widowni w cudownej interakcji z jego twórcami Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś w Krakowie pogrzeb Sławomira Mrożka. Smutna uroczystość. Dwa cytaty z Mistrza, które najbardziej zapadły mi w pamięć: "Bóg to niewiadoma. Ale bez tej niewiadomej żadne równanie się nie sprawdza". "Wszyscy skończymy w Bogu. Mniej więcej".
    Wraz z Jego odejściem jakaś epoka w polskiej dramaturgii się kończy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorocińskiego pasjami uwielbiam! Na żywo w teatrze, jeszcze nie widzialam, zatem zawiszczam Ci szczerze!

    OdpowiedzUsuń