Jedna praca w rozsypce, druga zaczęta. Tak to niestety czasem bywa. Kto zna, ten wie, kto nie zna, oby się nie dowiedział. Cytrusy z tujami prawie na ukończeniu. Jednak nadal panujący żar męczy wciąż. Podwójnie przy ciągłych zmianach kolorów. Czyli praca jest na etapie końcowego dzióbania po 3 krzyżyki w coraz to innym kolorze. Zniechęcające troszkę. Zapragnęła się ciągłość nitkowa. W nowej pracy jest jej w nadmiarze. Dusza podpowiada, że znielubię. Jest to praca terminowa i sympatie nie mają znaczenia.
Ledwie nadczęte:
Tak czasem bywa, a terminu należy dotrzymać!
OdpowiedzUsuńJa też teraz mam na tapecie znielubioną pracę ;-(
OdpowiedzUsuńOdesłałabyś potrzebującym nieco żaru słonecznego w wiaderku, od razu by wszystko lepiej poszło. My tu bidusie w deszczu i słocie, a żeby całkiem nudno nie było to i burze mamy, średnio 7 razy w tygodniu, więc nie można narzekać na monotonię, niestety....;/
OdpowiedzUsuńRób, rób Ulciu, bo piękne rzeczy tworzysz. Powodzenia życzę i czekam na efekt końcowy:)
Pozdrowienia!
Ja też nie lubię upałów, więc Cię rozumiem :) U nas aura sprzyjająca robótowaniu - leje i zimno :( Ale kolorki tego haftu są ładne!
OdpowiedzUsuńKobietki, burz to i u nas od groma. Pohuczy, pobłyska, deszczem zaleje, aż dachem przecieka, nawet grzmotnie pod parapetem. A zaraz potem spiekota jeszcze większa i wilgoci do - za przeproszeniem - życi. Świat już w szarościach oglądamy, takie wszystko zaparowane. Istny tropik. Jeszcze chwila i krokodyl jaki libo aligator ulicą przespaceruje. Niesprawiedliwe do jak nie wiem i co. Pomieszało się tam na wysokościach. O ileż przyjemniej by było, gdyby po równości podzielić i każdemu tyle słonka co i chłodku dać. Nie ma jednak sprawiedliwości na tym świecie. Rachunki tylko do płacenia są.... a to za chłodzenie, a to za dogrzanie!
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję za słowo miłe względem wytworów rąk skromnych mych.
Kolorki piękne, to fakt! Tym milej robić, nawet, gdy ochoty brak!
Pozdrawiam słonecznie
Daj żaru i mnie bo tak jak u Lejdik - pada i pada. Begonie mi się utopiły a surfinie zatonęły. I jak to tak!
OdpowiedzUsuńA Ty to już w ogóle, zaczniesz, zaciekawisz i nie powiesz co to ma w końcu być.
Obrażam się i idę.
U mnie czuję zgniliznę i stęch w powietrzu. Do prania mam więcej niż miejsca w łazience. A zgnilizna wisi w powietrzu .....
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam tytuł to mi wyszedł Santa Claus. Może to do X-Mass???
Dłub Kochana. Na zajęcie głowy.
e tam, zaraz się obrażać, Ja bym tylko udawała! Normalnie faceta robię. Pierwszy raz w karierze rękodzielnej, bałwanów nie liczę, menciznę przyjdzie robić. W określonej profesji, zaiksowanej chwilowo...
OdpowiedzUsuńAneczko, miejskie pralnio-suszarnie bym Ci zaproponowała, ale to chyba zanadto wychynę się przed szereg. Taki sam problem mam od późnej jesieni do połowy wiosny. Brak grzejników w domu, takich klasycznych i dupa zbita, a w łazience brak wentylacji. Rozumiem i współczuję!
Buziale kobietki!
tego żaru to pozazdroszczę. uwielbiam ciepło, a to co z pogodą się u nas dzieje to się nie da opisać,a robótki napoczęte, niedokończone, napoczęte nowe, to nie jedna z nas tak ma i tak robi. czasami odskocznia jest potrzebna, a czasami nagłe natchnienie na coś co wpadło w oko i czekać już nie może. buziaczki
OdpowiedzUsuńCiekawość sięga zenitu - co to za Mena wyszywa nasza Ula ;) Żar tropików.... zazdroszczę, tu u mnie cały lipiec do kitu, pada i zimno, a tu już pierwszy dzień nowego miesiąca a zmian w pogodzie nie widać... Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuń