sobota, 29 czerwca 2019

Wakacje, wakacje, wakacje...



W natłoku spraw wszelkich zapomniałam, że już są wakacje. Dla dzieci wakacje są oczywiście. W tym roku moje młode rok szkolny zakończyli w różnych terminach. Córka - 20 czerwca, syn „pracował nader ciężko”  tydzień dłużej.  Dziś młody mężczyzna wkracza w kolejny, 13. już rok swego życia. 
Córka wyfrunęła.
Wakacje! Nie muszę zrywać się dzikim świtem. To pierwsza myśl była. Płonna. Muszę zrywać się znacznie wcześniej. Dziecko męskie wstające zazwyczaj w okolicy 7.30, przez cały letni czas o tej porze będzie już kończyć swe pływackie treningi. O zgrozo, o zmoro rodzicielska! Młodzież ma się hartować i ducha ćwiczyć. Czemu i rodzic?! Na otwartym basenie, w krystalicznej, a przyjemnie chłodnej wodzie przez caluśki okrągły tydzień… 
Potem przyjazd do domu, płukanko i marsz na zajęcia muzyczne (tu już bez weekendu). Się dziecko zapisało na camp. Bierze klasę wokalu, by w chórze lepiej śpiewać i wiolonczeli… zaczyna od najbliższego poniedziałku. A ja się tylko zastanawiam, czy codziennie przyjdzie mu instrument taszczyć?! Wszak rodzice w pracy.
Dziecko starsze właśnie skończyło lunch'ować w Madrycie. 

Wczoraj pannę wyekspediowaliśmy na miesiąc do Europy. Oczywiście - ukochana córczyna Hiszpania! Miesiąc marzeń i czarownych wrażeń. Dziecko poleciało samo. Przedstawiciela programu językowego spotkała dopiero dziś na lotnisku w Madrycie. Skazana na siebie, dumna i szczęśliwa. Stolicą Hiszpanii zachwycona. Pierwsze wrażenie – jakie czyste, schludne metro! Drugie, po dotarciu do hotelu – ufff, jak gorąco.
Dziś w planach włóczęga po królewskim mieście
  
oraz integracja z innymi młodymi fanatykami espaniolskiej mowy. Jutro załadunek w pociąg i jazda na południowy-zachód. Oczywiście Andaluzja! Malusie miasteczko nad oceanem. 

Kwik rozkoszy i tyle do zobaczenia, zasmakowania,  doznania i przeżycia. Rodzina , u której będzie mieszkać, wydaje się szalenie sympatyczna i otwarta. Już umawiali się na wyprawy górskie, spływ kajakiem i wizytacje okolicznych miasteczek i wiosek. A tereny tam piękne. Samych plaż sztuk 6. 
Tylko Hiszpanie i ewentualnie szczątkowo Niemcy. Cuda natury wokół i tylko byle czasu starczyło….
A państwo starsi?! Do roboty niestety cza ganiać. Oddechy w soboty i niedziele, to pani starsza. Pan małż ma tylko samiuśki dzień święty. Szczęśliwie pogoda póki co była łaskawa. Upały dopiero się zaczynają. Marne 30-32 st. To żadne upały, najnormalniejsza norma na tutejszy letni czas. Mam cichą nadzieję, że częściową „ciszę” wykorzystam wreszcie na swoje przyjemności. Ogarnę i wypakuję z pudeł wreszcie materiały robótkowe i zacznę delikatną choć działalność. Zapomniałam bowiem nadmienić, że za nami kolejny armagedon. Kolejna zmiana adresu! Tym razem na dłuższe lata. W założeniu wstępnym – caluśkie lat 30… na swoim my teraz. Przed nami tylko remonty, kosmetyki i radości….
            Pozdrawiam najcieplej, choć nie upalnie i do następnego.

ps. wszystkie zdjęcia - poza nocną katedrą - zapożyczone z internetu