W natłoku spraw
wszelkich zapomniałam, że już są wakacje. Dla dzieci wakacje są oczywiście. W
tym roku moje młode rok szkolny zakończyli w różnych terminach. Córka - 20
czerwca, syn „pracował nader ciężko” tydzień
dłużej. Dziś młody mężczyzna wkracza w
kolejny, 13. już rok swego życia.
Córka wyfrunęła.
Wakacje! Nie muszę
zrywać się dzikim świtem. To pierwsza myśl była. Płonna. Muszę zrywać się znacznie
wcześniej. Dziecko męskie wstające zazwyczaj w okolicy 7.30, przez cały letni
czas o tej porze będzie już kończyć swe pływackie treningi. O zgrozo, o zmoro
rodzicielska! Młodzież ma się hartować i ducha ćwiczyć. Czemu i rodzic?! Na otwartym
basenie, w krystalicznej, a przyjemnie chłodnej wodzie przez caluśki okrągły tydzień…
Potem przyjazd do domu, płukanko i marsz na zajęcia muzyczne (tu już bez
weekendu). Się dziecko zapisało na camp. Bierze klasę wokalu, by w chórze
lepiej śpiewać i wiolonczeli… zaczyna od najbliższego poniedziałku. A ja się tylko
zastanawiam, czy codziennie przyjdzie mu instrument taszczyć?! Wszak rodzice w
pracy.
Dziecko starsze właśnie
skończyło lunch'ować w Madrycie.
Wczoraj pannę wyekspediowaliśmy na miesiąc do
Europy. Oczywiście - ukochana córczyna Hiszpania! Miesiąc marzeń i czarownych
wrażeń. Dziecko poleciało samo. Przedstawiciela programu językowego spotkała
dopiero dziś na lotnisku w Madrycie. Skazana na siebie, dumna i szczęśliwa.
Stolicą Hiszpanii zachwycona. Pierwsze wrażenie – jakie czyste,
schludne metro! Drugie, po dotarciu do hotelu – ufff, jak gorąco.
Dziś w planach
włóczęga po królewskim mieście
oraz integracja z innymi młodymi fanatykami
espaniolskiej mowy. Jutro załadunek w pociąg i jazda na południowy-zachód.
Oczywiście Andaluzja! Malusie miasteczko nad oceanem.
Kwik rozkoszy i tyle do
zobaczenia, zasmakowania, doznania i przeżycia.
Rodzina , u której będzie mieszkać, wydaje się szalenie sympatyczna i otwarta. Już
umawiali się na wyprawy górskie, spływ kajakiem i wizytacje okolicznych miasteczek
i wiosek. A tereny tam piękne. Samych plaż sztuk 6.
Tylko Hiszpanie i ewentualnie
szczątkowo Niemcy. Cuda natury wokół i tylko byle czasu starczyło….
A państwo starsi?! Do
roboty niestety cza ganiać. Oddechy w soboty i niedziele, to pani starsza. Pan
małż ma tylko samiuśki dzień święty. Szczęśliwie pogoda póki co była łaskawa.
Upały dopiero się zaczynają. Marne 30-32 st. To żadne upały, najnormalniejsza
norma na tutejszy letni czas. Mam cichą nadzieję, że częściową „ciszę”
wykorzystam wreszcie na swoje przyjemności. Ogarnę i wypakuję z pudeł wreszcie materiały
robótkowe i zacznę delikatną choć działalność. Zapomniałam bowiem nadmienić, że
za nami kolejny armagedon. Kolejna zmiana adresu! Tym razem na dłuższe lata. W
założeniu wstępnym – caluśkie lat 30… na swoim my teraz. Przed nami tylko
remonty, kosmetyki i radości….
Pozdrawiam najcieplej,
choć nie upalnie i do następnego.
ps. wszystkie zdjęcia - poza nocną katedrą - zapożyczone z internetu
ps. wszystkie zdjęcia - poza nocną katedrą - zapożyczone z internetu