Witam serdecznie, cieplutko, w pełni majowo. U nas wiosna na całego. Za oknem spomiędzy krzewy pozwalają podpatrywać się kardynały ptasie. Wiemy kiedy on - cuuudnie czerwony, kiedy ona bura z pomarańczowatym dziobem i kiedy one małe nieopierzone, nijakie dwa trelują...
A propos czerwieni... Tu nasuwa się odpowiedź na ewentualne pytanie - gdzież to byłam, gdy mnie nie było. Odstawiałam otóż dzikie, orgiastyczne wręcz harce z maszyną do szycia. Boh słodki, co za przyjemność to była...! Kiedyś szyłam, potem dłuugo nic, teraz nawet chrobot nienaoliwionej maszynerii sprawiał radość. Pewnych rzeczy się nie zapomina, a kiedy się sobie przypomni...
Dla samego szycia przyjemnego szyć nie szyłam. Z konieczności te radości. Synu przeobrazić się musiał był w postać wielce malowniczą. W ramach prac domowych-zleconych, narzuconych Juliuszem Cezarem miał się stać. Mniemam, że się udało:
To w ramach tzw. "żywego muzeum". Uczniowie czytają książkę biograficzną jedną lub kilka dotyczącą wybranej postaci, przygotowują wystąpienie, uczą się na pamięć i prezentują. Dla czwartoklasistów jest to nie lada wyczyn. Proszę mi wierzyć. Całkowicie inna forma czytanej książki. Masa faktów do zapamiętania i pierwszy raz nauka czegoś na pamięć (tak, tak, dopiero w 4. klasie, na polskie w 3.). "Przemowa" miała trwać od 3 do 5 minut. Proszę takiego Cezara streścić w 5 minutach, do tego miało być przystępnie, prosto wręcz, ale nie nudno i koniecznie z odrobiną humoru - jeśli tylko się uda. Powiedziane klarownie, spokojnie i pewnie... Pierwszy raz wystąpienie najpierw przed klasą (to na ocenę), potem przed rodzicami na sali gimnastycznej.
Nasz Juliusz był na bogato. Wszak wiadomo... Synu sam "projektował" strój, matka tylko wykonywała. Poszły dwa prześcieradła, lamówki złote, troszkę podszewki złotej również, na liście, pasmanteryjne dodatki. Skąd pierścienie, nie ma co wnikać....
Prezentacja trwała blisko godzinę. Wystarczyło podejść do wybranej postaci, wcisnąć zielony guziczek, a postać ożywała i o sobie opowiadała.
Przeważały nazwiska tubylcze. B. Frankliny, W Disney'e, Heleny Keller, ale były też królowa Elżbieta od Tudorów i księżna Diana. Pojawili się również nasza Maryś Skłodowska i rewelacyjnie zaprezentowany Van Gogh i oczywiście Cezar Juliusz...
Matka dumna jestem. Dodatkowo zauważyłam u dziecka delikatne aktorskie zapędy. Te spojrzenia, brwi uniesienia, gdy informował, jak to Cezar ziemie dla Imperium zdobywał a majątki dla siebie na lewiźnie odkładał...
Całość prac - sympatyczna. Dzieciaczki cudnie przygotowane, choć stremowane. Duże przeżycie! I powrót do maszyny, może na dłużej...
Pozdrawiam cieplutko i wdzięcznie,
życzę dobrego, spokojnego czasu...
ps. włos elfi koniecznie do przefarbowania pójdzie, decyzja zapadła...