Pozdrawiam gorąco, słonecznie i jeszcze sobotnio - niedzieli spokojnej, sytej życząc
niedziela, 30 czerwca 2013
Z zielenią jej do twarzy?...
Pozdrawiam gorąco, słonecznie i jeszcze sobotnio - niedzieli spokojnej, sytej życząc
środa, 26 czerwca 2013
Połowa jednego...
... a właściwie 1/4; połowa całości bez konturów to wszak ledwie marna ćwiarteczka. Zdjęcia raczej żadne. W domu zbyt ciemno, za oknem zbyt świetliście.
Robię. Znów. Po pracy, znojnie z upałem i żarem ogólnym walczę i krzyżykuję. Z radością, zachwytem. Odkrywam ponownie. Doznania niewypowiedzialne....
Robię. Znów. Po pracy, znojnie z upałem i żarem ogólnym walczę i krzyżykuję. Z radością, zachwytem. Odkrywam ponownie. Doznania niewypowiedzialne....
niedziela, 16 czerwca 2013
Lawendowo mi...
a właściwie byłoby, gdybym wiedziała co robić, by to co jest przetrwało a nie padło. Szalenie długie pokomplikowane zdanie. Ze trzy przecinki by się może i przydały, ale nowoczesna jestem i nie stawiam, a co.... Wracając do tematu: wreszcie mam swoją, własną. Trzy przyjęte, trzy kolejne zasadzone wespół padły nikczemnie, acz wciąż pachniały cuuudnie lawendowo...
Na rynku lokalnym pokazały się. Ba, nawet już z kwieciem. Szczęście niewysłowione. I dziesiątki pytań do doświadczonych. Ja bowiem drżę w strachu, by nie stracić, nie zaprzepaścić. Lawendusie są to maleńkie, malusie wręcz:
Czy z tych dwóch gałązek rozrośnie się godny krzaczek? To w takim razie co zrobić, by się rozrastało, rozkrzewiało? Czy już teraz ciąć kwiecie na patyczku? Kwiecie zaczyna podsychać! Nie chcę stracić mej zdobyczy. W ubiegłym roku pokazała się lawenda po raz pierwszy. Srebrna, angielska. Ogromne krzaczory, ale bez kwiecia. Zanabyłam, zasadziłam, nic nie zrobiłam na zimę. Wiosną wykopałam. Pachniało, ale zasuszone jakieś i nie takie, jakie w wyobrażeniach. W tym roku pokazały się, jako zioło kuchenne, maleństwa zakwitłe. Nie chcę znów stracić. Zapach upojny, co tu mówić, wiadomo. To co robić?
Jak powyżej się marzy... Przyznaję ze skruchą, że choć lawendę kocham sercem i duszą to prac lawendowych popełniłam w życiu dwie. Robiło się je miło i przyjemnie, czy jednak do najpiękniejszych należą, sama nie wiem. I zdjęcia ich marne takie jakieś, zadawnione, zaniebyłe...
Pozdrawiam gorąco w ten zmiennopogodowy czas.
Czy z tych dwóch gałązek rozrośnie się godny krzaczek? To w takim razie co zrobić, by się rozrastało, rozkrzewiało? Czy już teraz ciąć kwiecie na patyczku? Kwiecie zaczyna podsychać! Nie chcę stracić mej zdobyczy. W ubiegłym roku pokazała się lawenda po raz pierwszy. Srebrna, angielska. Ogromne krzaczory, ale bez kwiecia. Zanabyłam, zasadziłam, nic nie zrobiłam na zimę. Wiosną wykopałam. Pachniało, ale zasuszone jakieś i nie takie, jakie w wyobrażeniach. W tym roku pokazały się, jako zioło kuchenne, maleństwa zakwitłe. Nie chcę znów stracić. Zapach upojny, co tu mówić, wiadomo. To co robić?
Jak powyżej się marzy... Przyznaję ze skruchą, że choć lawendę kocham sercem i duszą to prac lawendowych popełniłam w życiu dwie. Robiło się je miło i przyjemnie, czy jednak do najpiękniejszych należą, sama nie wiem. I zdjęcia ich marne takie jakieś, zadawnione, zaniebyłe...
niedziela, 26 maja 2013
Takie sobie tam pisanie
Witam bardzo, ale to bardzo serdecznie, a nawet jeszcze bardziej. Z pokorą i podwiniętym ogonem przepraszam się z blogiem i wszystkimi tymi, którzy chyba już tylko siłą rozpędu i przyzwyczajenia zaglądają w te zapuszczone progi. Tłumaczenie żadne nie będzie odpowiednie, co tam dopiero wystarczające. Czas i życie robią z nami co i chcą. Przy braku odrobiny organizacji, robią potrójnie co i chcą.
W każdym razie zaglądałam, czasem; myślałam, często. Zaczynam przepraszać się z pracami ręcznymi. Co powiedzą zdrętwiałe dłonie, zobaczymy. Póki co, same radości. Dzieci rosną. Za chwilkę zakończą kolejny rok nauki. Mam nadzieję, że z takimi samymi wynikami, jak na poszczególne semestry i podsemestry. Kasiuk szykuje się do zmiany szkoły. Kończy pierwszy etap nauki. Po wakacjach wywędruje do gimnazjum. Troszkę się boję... Dorastają te moje pisklaki, mądrzeją, zaskakują. Choć myślę, że w porównaniu z rówieśnikami znad Wisły bardzo jeszcze naiwne są i niewinne. Za co z całego serca Niebiosom dziękuję!
Pogodę mamy w kratkę dziką. Od 30 st.C do 15 następnego dnia. Co to będzie, co?
Szpakowate przegoniły wiewióry. Hałasy pisklatych za oknem cudne. Kardynały panoszą się po okolicy i dobrze. Ogródek nabiera sił i mocy.
Od Madziuli otrzymałam w ostatnich dniach kartkę bożonarodzeniową, zwrotną. Blisko pół roku wędrowała i wróciła. Myślę sobie, czy tylko ona jedna?!
Pozdrawiam gorąco i słonecznie
W każdym razie zaglądałam, czasem; myślałam, często. Zaczynam przepraszać się z pracami ręcznymi. Co powiedzą zdrętwiałe dłonie, zobaczymy. Póki co, same radości. Dzieci rosną. Za chwilkę zakończą kolejny rok nauki. Mam nadzieję, że z takimi samymi wynikami, jak na poszczególne semestry i podsemestry. Kasiuk szykuje się do zmiany szkoły. Kończy pierwszy etap nauki. Po wakacjach wywędruje do gimnazjum. Troszkę się boję... Dorastają te moje pisklaki, mądrzeją, zaskakują. Choć myślę, że w porównaniu z rówieśnikami znad Wisły bardzo jeszcze naiwne są i niewinne. Za co z całego serca Niebiosom dziękuję!
Pogodę mamy w kratkę dziką. Od 30 st.C do 15 następnego dnia. Co to będzie, co?
Szpakowate przegoniły wiewióry. Hałasy pisklatych za oknem cudne. Kardynały panoszą się po okolicy i dobrze. Ogródek nabiera sił i mocy.
Od Madziuli otrzymałam w ostatnich dniach kartkę bożonarodzeniową, zwrotną. Blisko pół roku wędrowała i wróciła. Myślę sobie, czy tylko ona jedna?!
Pozdrawiam gorąco i słonecznie
sobota, 30 marca 2013
wtorek, 5 marca 2013
Zachwyciło mnie...
taki piękny wiosenny obrazek u Emilki:
Tak piękny i wiosenny, że pozwalam sobie zaprezentować go i u siebie.
Co do kartek, to moje marnej jakości sa, stwierdzam to obiektywnie. Tym obecnym czegoś brakuje. Nie wiem czego. Tnę i kleję aktualnie białe i niebieskie. Nawet nie takie złe się okazują być...
Pokora, pokora puka do drzwi i wcale nie pan Wojciech to...
Pozdrawiam Szanowne Kobietki bardzo serdecznie, dziękuję za słowo miłe pozostawione i życzę samych uśmiechniętych chwil.
Tak piękny i wiosenny, że pozwalam sobie zaprezentować go i u siebie.
Co do kartek, to moje marnej jakości sa, stwierdzam to obiektywnie. Tym obecnym czegoś brakuje. Nie wiem czego. Tnę i kleję aktualnie białe i niebieskie. Nawet nie takie złe się okazują być...
Pokora, pokora puka do drzwi i wcale nie pan Wojciech to...
Pozdrawiam Szanowne Kobietki bardzo serdecznie, dziękuję za słowo miłe pozostawione i życzę samych uśmiechniętych chwil.
niedziela, 3 marca 2013
Zatchnęłam się w swej pysze...
... dosłownie. Kiedy już odtchnęło, uśmiałam się serdecznie nad sobą. Dusza domorosłego artysty kartkowego została zdeptana. Kurcze, nie sądziłam, że to może zaboleć. Nie przypuszczałam, że tak zareaguję. W głowie jeszcze przedwczoraj by mi nie powstało, ileż próżności, co należy jednak czytać pustki, jest we mnie. Nie o człowiekach będę pisać. Siebie należy wyśmiać, gdyż i rzecz dotyczy autorki tegoż bloga. Się dziewczynina nadęła, doskonałość jej po głowie zaczęła chodzić. Po najdalszych i najgłębszych gdzieś tam zakamarkach, ale jednak. Cóż, nie jest człowiek doskonały, oj nie!. Dobrze, że śmiechem się skończyło i zdrowym uświadomieniem sobie siebie. Może jest nadzieja na uzdrowienie...
Rzecz dotyczy kartek komunijnych. To tak a propos - zarzucić robotę, zarobkować na rękodziele. No ja szczególnie i wybitnie uzdolniona nie jestem. Wyrobnik bardziej, z sodówką w głowie, jednak i z zasłoną na oczach. Poproszono o zrobienie zaproszeń na komunię. "Sklepowe takie oklepane, sztampowe, jednakie, a co rękodzieło, to rękodzieło i te twoje to takie nawet wyględne (tu upraszczam, słodzono silniej). Zrobisz? Zrobię"
I robiłam. Kolorystyka i kompozycja własne. "Co będzie i tak będzie ładniejsze od kupnego". Wstępnie nakreśliłam, co chcę robić. Przyjęte zostało z entuzjazmem. Ok. Warsztat rozłożony. Powstało to:
To prototypy. Cóż, nie własne pomysły, ew. modyfikacje podpatrzone u lepszych w internecie. Się mnie i moim dzieckom podobają. Małż już ostrożniejszy jest. Prostokątne za dziką awangardę uważa. Może i ma rację. O jakże się cieszę, że brązów nie pokazałam zamawiającym. W każdym razie: za mało komunijne, za mało bieli, nie są eleganckie, nie ma kielicha, dlaczego? Nie ma promieni pozłocistych, dlaczego?, a jakieś winogronko może i zdecydowanie w żadnym razie zielenie i to niebieskie też nie w tych odcieniach. A w ogóle to to białe na jakieś brudne wygląda, no i nie, zdecydowanie nie.
To sobie zażądałam nabycia papierów (białe błyszczące i baby blue takież same zamawiający wybrali), forma kwadrata została, tylko żeby to brudne jednak idealnie białe było, ale może jednak z jakąś fakturką i przełamaniem... i wstążeczka niebieska w kratkę (odmówiłam. Na okolicznych wsiach nie ma. Nie mam i ja czasu jeździć i szukać. Biorę co jest niestety!).
Teraz to się tylko śmieję. Ze swojej próżności głównie. Troszkę z zapatrywań innych. Z tym, że to ja mogę się dziko mylić. Klasyka jest klasyka i niech nią będzie. Nieco sporo zawracania głowy było i straty czasu własnego. Nic to jednak. Za rok mój synuś komunista będzie. To co zrobione nada się akuratnie. I właśnie zielenie i brązy wyślę. To w domku leży i kwiczy.
Rękodzieło, to nie jest leki chleb!
Nadmienię jeszcze tylko, że zaproszeń ponad 20 i duuużo, duuużo opakowań na czekoladki, a wszystko za dziękuję dość wymagające! Nie wspomniałam, że dobrze ponad dziesiątkę w domu mi leży już gotowe. Kwadrat jest dobrą formą. Pójdzie szybko. I te złocenia najpiękniejsze, bo takie błyszczące (coś się spodobało, wszak nie ma tak, że wcale nic...). A do tego prostokątnego to umyślono, żeby: kielicha dać i kokardę na wstążeczkę i koniecznie ogromną hostyjkę. A przygotowane takie malutkie na prawym boczku na wstążeczce ( u mnie już za rok).
To się arytysta wypłakał. Małżowi obiecałam ucha nie ciąć....
Pozdrawiam gorąco, wiosennie i optymistycznie w pełnym uśmiechu i roześmiechu nad własną próżnością.
Miłego tygodnia życzę!
Rzecz dotyczy kartek komunijnych. To tak a propos - zarzucić robotę, zarobkować na rękodziele. No ja szczególnie i wybitnie uzdolniona nie jestem. Wyrobnik bardziej, z sodówką w głowie, jednak i z zasłoną na oczach. Poproszono o zrobienie zaproszeń na komunię. "Sklepowe takie oklepane, sztampowe, jednakie, a co rękodzieło, to rękodzieło i te twoje to takie nawet wyględne (tu upraszczam, słodzono silniej). Zrobisz? Zrobię"
I robiłam. Kolorystyka i kompozycja własne. "Co będzie i tak będzie ładniejsze od kupnego". Wstępnie nakreśliłam, co chcę robić. Przyjęte zostało z entuzjazmem. Ok. Warsztat rozłożony. Powstało to:
To sobie zażądałam nabycia papierów (białe błyszczące i baby blue takież same zamawiający wybrali), forma kwadrata została, tylko żeby to brudne jednak idealnie białe było, ale może jednak z jakąś fakturką i przełamaniem... i wstążeczka niebieska w kratkę (odmówiłam. Na okolicznych wsiach nie ma. Nie mam i ja czasu jeździć i szukać. Biorę co jest niestety!).
Teraz to się tylko śmieję. Ze swojej próżności głównie. Troszkę z zapatrywań innych. Z tym, że to ja mogę się dziko mylić. Klasyka jest klasyka i niech nią będzie. Nieco sporo zawracania głowy było i straty czasu własnego. Nic to jednak. Za rok mój synuś komunista będzie. To co zrobione nada się akuratnie. I właśnie zielenie i brązy wyślę. To w domku leży i kwiczy.
Rękodzieło, to nie jest leki chleb!
Nadmienię jeszcze tylko, że zaproszeń ponad 20 i duuużo, duuużo opakowań na czekoladki, a wszystko za dziękuję dość wymagające! Nie wspomniałam, że dobrze ponad dziesiątkę w domu mi leży już gotowe. Kwadrat jest dobrą formą. Pójdzie szybko. I te złocenia najpiękniejsze, bo takie błyszczące (coś się spodobało, wszak nie ma tak, że wcale nic...). A do tego prostokątnego to umyślono, żeby: kielicha dać i kokardę na wstążeczkę i koniecznie ogromną hostyjkę. A przygotowane takie malutkie na prawym boczku na wstążeczce ( u mnie już za rok).
To się arytysta wypłakał. Małżowi obiecałam ucha nie ciąć....
Pozdrawiam gorąco, wiosennie i optymistycznie w pełnym uśmiechu i roześmiechu nad własną próżnością.
Miłego tygodnia życzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)