niedziela, 30 czerwca 2013

Z zielenią jej do twarzy?...

Dziś mój syn skończył 7 lat. Czuję się szczęśliwą matką. Od września Kasieńka rozpoczyna naukę w gimnazjum. Jestem dumną matką. Od tygodnia wakacje - dzieci. Jestem spokojnym człowiekiem. Cieszę się każdą chwilą i każdym drobiazgiem. I filiżanką z saskiej porcelany źle uchwyconą też.
Pozdrawiam gorąco, słonecznie i jeszcze sobotnio - niedzieli spokojnej, sytej życząc

środa, 26 czerwca 2013

Połowa jednego...

... a właściwie 1/4; połowa całości  bez konturów to wszak ledwie marna ćwiarteczka. Zdjęcia raczej żadne. W domu zbyt ciemno, za oknem zbyt świetliście.
 Robię. Znów. Po pracy, znojnie z upałem i żarem ogólnym walczę i krzyżykuję. Z radością, zachwytem. Odkrywam ponownie. Doznania niewypowiedzialne....

niedziela, 16 czerwca 2013

Lawendowo mi...

a właściwie byłoby, gdybym wiedziała co robić, by to co jest przetrwało a nie padło. Szalenie długie pokomplikowane zdanie. Ze trzy przecinki by się może i przydały, ale nowoczesna jestem i nie stawiam, a co.... Wracając do tematu: wreszcie mam swoją, własną. Trzy przyjęte, trzy kolejne zasadzone wespół padły nikczemnie, acz wciąż pachniały cuuudnie lawendowo...
Na rynku lokalnym pokazały się. Ba, nawet już z kwieciem. Szczęście niewysłowione. I dziesiątki pytań do doświadczonych. Ja bowiem drżę w strachu, by nie stracić, nie zaprzepaścić.  Lawendusie są to maleńkie, malusie wręcz:
Czy z tych dwóch gałązek rozrośnie się godny krzaczek? To w takim razie co zrobić, by się rozrastało, rozkrzewiało? Czy już teraz ciąć kwiecie na patyczku? Kwiecie zaczyna podsychać! Nie chcę stracić mej zdobyczy. W ubiegłym roku pokazała się lawenda po raz pierwszy. Srebrna, angielska. Ogromne krzaczory, ale bez kwiecia. Zanabyłam, zasadziłam, nic nie zrobiłam na zimę. Wiosną wykopałam. Pachniało, ale zasuszone jakieś i nie takie, jakie w wyobrażeniach. W tym roku pokazały się, jako zioło kuchenne, maleństwa zakwitłe. Nie chcę znów stracić. Zapach upojny, co tu mówić, wiadomo. To co robić?
Jak powyżej się marzy... Przyznaję ze skruchą, że choć lawendę kocham sercem i duszą to prac lawendowych popełniłam w życiu dwie. Robiło się je miło i przyjemnie, czy jednak do najpiękniejszych należą, sama nie wiem. I zdjęcia ich marne takie jakieś, zadawnione, zaniebyłe...
Pozdrawiam gorąco w ten zmiennopogodowy czas.