poniedziałek, 31 maja 2021

Majowy przepis na ... i kolejny odcięty ogonek (#7)

 Witam cieplutko.

Po kilku pięęęęknych, chłodniejszych i z lekka deszczowych dniach wychynęło słoneczko i plimpając oczkiem zapowiedziało żar nad żary nadchodzące. Na te smutna okoliczności wrzucam się z kolorem żółtym, kwiatem i pracą jedną na dwie zabawy. Pierwsza (za chwilę się kończąca) zabawa jest u Uli. Składniki zebrane, wymieszane, lekko pozmieniane. Może będzie zaliczone

Kwiat, własne tło, żółty, tudzież haft zamiast tekturki oraz wykrojniki zamiast czegoś innego.

Druga zabawa to odcinanie ogonków u Meri, czyli nadrabiamy zaległości. A te okazują się być u mnie dość długie. Wstawiam pracę (główny element kartki) rozpoczętą znaczny czas temu. To był chyba okres dinozaurów jeszcze. Piękne dni, gdy Moteczek organizowała swe słynne wymianki. Sam środek zabawy. Nie była to praca zabawowa, ale impuls pod wpływem Agaty z Belgii, mamy uroczych bliźniaczek. Agatka z blogowego świata zniknęła, praca została po latach wyciągnięta i dokończona. Czego brakowało? Nitek odcięcia, kilku ledwie krzyżyków i backstitch'y. Z tych ostatnich zrezygnowałam. Aida w pięknym miętowym kolorze, krajowa, od Dorotki. I co widzę? Tysiące nierówności. Boh, jak ten obrazek jest wklejony?! Trzeba powiedzieć szczerze, uczciwie i dużą literą - jestem ślepa!

Pozdrawiam cieplutko, słonecznie, 

świątecznie (u nas na wsi dzień wolny od pracy, rozpoczęcie sezonu letniego).

środa, 19 maja 2021

Oczko z ogonkiem #6

 Dzień dobry najcieplejsze.

U nas na wsi już 30 st.C. Czy to dobra wiadomość? Raczej średnia. Jeśli to nie jest chwilowy wyskok, tak może trzymać i do końca września. Z nocami oczywiście grubo powyżej 20 st. Nie o tym jednak miało być. Obcinam ogony. W pracach rękodzielnych je obcinam i w ramach zabawy u Meri. Kolejny obrazeczek ukończony. 

Taka sobie udawana Sara Moon, jako wstępniak do oryginałów Lanarte. Mam do nich słabość od dawna i kiedyś je zrobię. Póki co, jest co jest. Zaczęte co najmniej z 5 lat temu. Zopodziała się jako panna bez głowy.

Później pierdylion backstitch'y, w czterech kolorach, czego doprawdy nie rozumiem. Męczyłam się do ostatniej niteczki licząc na jakiś powalający efekt. Nic z tego.

Dziewczę na zbliżeniu wygląda jak w masce karnawałowej. Całość robi jednak zdecydowanie lepsze wrażenie, kolory na zdjęciach przekłamane. Ukochana lekka dekadencja i voila!
Pozdrawiam cieplutko, serdecznie, słonecznie. Życzę dużo zdrowia, uśmiechu i normalności.

czwartek, 13 maja 2021

Choinka 2021 #5

 Dzień dobry, 

... a może nawet i wieczór. U mnie wciąż piękny jasny, rozsłoneczniony dzień. Czas bardzo energetyczny, aż chce się działać. Póki zatem ta chęć jest - działam. Dziś, by się zwyczajowo na ostatnią chwilę nie łapać - praca w zabawie u Kasi. Po większym projekcie (bałwan w pomarańczy) klasyczna karteczka z elementem xxx, też bałwan...

                               Pozdrawiam cieplutko, życzę samych radości i do następnego...

                                

wtorek, 11 maja 2021

Oczko z ogonkiem #5

 Dzień dobry, 

nie czekam, idę za ciosem, obcinam ogony. W przyrodzie istne szaleństwo. Wiosenne kwiecie w przekwicie, po tulipanach zostały gołe łodygi. Drzewa owocowe już tylko liściaste. U mnie delikatny jabłoni kwiat, na kanwie oczywiście.

To jedna z dokończonych przed chwilą prac, czyli odcięcie ogonka w zabawie u Meri. Haft rozpoczęty blisko trzy lata temu. Potem była przeprowadzka. Pakowanie, rozpakowywanie, ustalanie miejsc i czasem zagubianie (od gubić-zagubić). Projektu szukałam długo. I nagle okazało się, że miałam go cały czas właściwie pod ręką. Widać musiał swoje odczekać. Zabrakło niewiele. Już zamknięte, zakończone, odhaczone. Mam wiosenno-letni obrazek.

                                                              Pozdrawiam cieplutko.

piątek, 7 maja 2021

Oczko z ogonkiem #4

 Witam cieplutko.

Dziś będzie post właściwie o niczym, choć nie całkiem i nie do końca. Zamieszczam bowiem kolejny wpis w ramach obcinania ogonów, (zabawy u Meri, do której gorąco zachęcam), czyli o naprawie stanu hafciarskich rzeczy. A to pokończeniu prac z dawien rozpoczętych i w kąt rzuconych, a to o porządkach w nitkach i materiałach, a to planach dawnych, które na realizacje wciąż czekają. U mnie dziś na plan pierwszy nitki się wysuwają. 

Bałagan w nich mam ogromny. Jest ich dużo, a jakoby nie było żadnej. Pod ręką organizery w połowie puste, w świadomości dziesiątki torebeczek i pudełeczek z poupychanymi nitkami. Mam taką wstydliwą przypadłość, że czasem szykuję nitki do projektu znacznie wcześniej niż ów projekt rozpoczynam, jeśli w ogóle (!). W tak zwanym między czasie wysegregowane nitki gdzieś położę. Oczywiście w miejsce pewne i widoczne oraz bezpieczne. I zapominam, gdzie to miejsce jest! Bywa, że pół chałupy muszę przetrząsnąć, szukając jednego koloru.... A wiem, że jest, przed "chwilą" donabyłam. Koniec końców kończy się na jeździe do jednego ze sklepów, przy okazji innym niepotrzebnym zakupie - oby tylko jednym.....

 Zaczynam tracić cierpliwość do tych poszukiwań, jazd, przekładania, wgryzania się i już nawet nie cieszy odnajdywanie rzeczy kiedyś tam szukanych - jak to zwykle przy okazji bywa.

Biorę się z nitkami za rogi. Wystarczył wieczór i wszystko poukładane, posegregowane, to co odnalazłam(!). Został jeszcze worek nici do nawinięcia. Ale to kiedyś. Zabrakło wolnego pojemnika. Koniec tracenia sił  i czasu, tudzież zbędnej logistyki.

Organizerów takich pięć, klasycznych, na nitki właśnie. Mulina ułożona według numerów. Niektóre się dublują nawet dubeltowo. Wystawiłam towarzystwo w miejsce publiczne, dostępne i póki co, obiecałam sobie, nitki po pracy do skrzyneczek wracać. Nowych nie szykować. Koniec z odkładaniem i chowaniem, koniec z przekopywaniem się przez dziesiątki torebeczek, skrzyneczek. Porządek musi być! Nadprogramowe pojemniczki won!

Przy okazji porządków odnalazłam zapomniane prace do skończenia. Będzie czemu odcinać  ogony i ogonki. Swoją drogą, co to za sierota, która "porzuca" pracę przed położeniem ostatnich pięciu krzyżyków... Wyrodna jakaś! Jeden projekt to i z dziesięć lat będzie miał. Pięknie obrębiony, zakreślony, idealnie przygotowany. Teraz już mi się tak nie chce kanwy "gruntować".

 Trzy duże prace jeszcze czekają, z tym , że nie wiem, gdzie jest ten teraz dla mnie najważniejszy. Szukając go, odnalazłam inny, caluśkie dwa i pół roku poszukiwany. Gdzie ja oczy miałam?, w ruloniku pod ręką leżał... I kilka maluszków, ze trzy, może cztery. Dwa średnie do wyrzucenia. Nie będę kończyć, już mnie się gust na nie zmienił. No chyba żeby...

I tym poukładanym akcentem kończę dzisiejsze pisanie. Czas na uzupełnienie dziennika i innych szkolnych spraw porządkowanie. Koniec roku się zbliża.

Pozdrawiam cieplutko, kwietnie, słonecznie i radośnie. 

Dużo zdrówka i uśmiechu życzę!