piątek, 30 sierpnia 2019

W wazoniku...

Witam najcieplej. Pełna wdzięczności pragnę podziękować za koszyk miłych słów pod poprzednim postem. Dziś kolejna praca. Istne maleństwo. Skromny bukiecik różany w malusim wazoniku. Wzór SODY. Praca zawędruje na kartkę. Taki w każdym razie był pierwotny zamiar.
Jak widać, pojawia się tamborek. Chyba się zgrywamy... Problemem są jedynie wymięte kręgi. Żaden problem przy pracach bez czerwieni. Tych boję się moczyć, zwilżać i odrobiną choć wody traktować (konieczne przy rozprasowaniu śladu po tamborku). Złe doświadczenia i życiowy pech...
Kocham backstitche. Kocham i już. Nic nie poradzę! To fantastyczne dopełnienie pracy:
Pozdrawiam najcieplej. Życzę dobrych, uśmiechniętych dni.

środa, 21 sierpnia 2019

Fishing boat...

Witam cieplutko.
Za oknem pełnia lata, choć niby to już bliżej końca. U nas wciąż żar z nieba, wilgoć grasuje, czasem marna kropla deszczu spadnie. Kierownica szaleje. I pomyśleć, że prawo jazdy posiada ledwie od półtora tygodnia. Jednak ćwiczenie czyni mistrza! To fakt! Młode męskie projekty wakacyjne porobił. Mentalnie szykuje się na powrót do szkoły. Acz bez zbytniego entuzjazmu. Mnie ciągnie do krzyżyków. Chyba się odnalazłam. Zdecydowanie niebagatelną motywacją są takowoż wpisy szanownych koleżanek, słowa miłe i motywujące. Wdzięczność mnie przepełnia!
Dziś kolejna praca. Wakacyjna. Konsekwencja córczynych wakacji nad oceanem spędzonych, w miejscowości rybackiej niewielkiej...
W fazach kilku, po kolejności:
Obrazek ujął mnie swoją akwarelową "teksturą". Robiło się przednio. Nawet kontury, choć wiele ich i środkiem  krzyżyków prowadzone, nie męczyły. Czekałam cierpliwie i tak samo je stawiałam, by zobaczyć efekt końcowy.
I oto mamy - łódź rybacką z Conil...
(ale to chyba napisy się pomyliły;  powinno być - barco de pescado...; skonsultuję z dzieckiem...
i następnym razem się poprawię...).

Pozdrawiam cieplutko, serdecznie, 
życzę dobrych, uśmiechniętych dni.

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Choinka 2019 # sierpień

Witam słonecznie.
Kolejny odsłona pracy w zabawie u Kasi. Słodki Mikołajek z lekko krzywym uśmiechem. Może to z zimna, a może nie lubi nadmiernie fotografii. Starał się zaprezentować po hamerykańsku, szeroko i szczerze. Widać jakoś nie wyszło... Ubrany ciepluchno, puchato i słodko kolorowo. I cóż to on w łaputce dzierży?! Czyż nie uroczy ten kogucik? Z jarmarku w Pcimiu Dolnym np. ...
Mikołajek z kogucikiem:
Trzy odsłony, trzy ujęcia i trzy różne kolory tej samej pracy...
U nas nadal upalnie i wciąż wakacyjnie.

Pozdrawiam cieplutko,
wdzięcznie dziękując za odwiedziny i pozostawione słowo. 
Życzę samych uśmiechów.

ps. Czytam, patrzę, czytam ponownie. Mikołajek pisałam?! Boh, co to gorąco z człowiekiem robi?! Toż to oczywiście Bałwanisko jak się patrzy.
Bałwan z kogutkiem na patyku!

środa, 14 sierpnia 2019

Z pamiętnika...

...taki sobie cykl wymyśliłam...
Witam najcieplej.
Robótek póki co jest mało. Czasu i werwy do poczynań też jak na lekarstwo, a jakoś trzeba działać, by zielskiem chwaścistym blog nie zarósł. Tak jak mój ogródek zarasta niestety. Perz i jakieś inne mniej chętne do pozwolenia wyrwania się. Gdzie chwasta nie ma, klepisko jest. Drzewo nad nami ogromne. Zza niego i spomiędzy niebo nad nami, a w nas niezłomnie właściwa postawa i prawo odpowiednie moralnie... i spokój w patrzeniu na marny trawnik...
Ale by tego wodolejstwa nie przedłużać, słów kilka o postępach młodocianej Kierownicy. Dziecko sygnału nie dało onegdaj, gdyż:
raz - zaaferowane było i zapomniało;
dwa - w robocie kociokwik z kołowrotkiem połączony. Harmider i odpowiedzialność dzika.
Jak panna zeznała po niewczasie: "mamuś na sekundę nie usiadłam i nawet po życi nie dało rady się podrapać, gdyby oczywiście konieczność przyszła. Na dodatek wielka akcja była i razem z Aleksem musieliśmy podjąć na szybko męską decyzję: najpierw go wodą czy najpierw go chlorem?!..."
W sens wypowiedzi nie wnikałam. Nie zawsze jest potrzeba. Najważniejsze, że dziecko się nawróciło i odpowiedzialnością wykazało. Do czasu takie myśli mi towarzyszły. Do czasu, gdy oznajmiła, że jeszcze z Alice na pizze jadą, to tak jakby z obiadem nie czeka.
No żeż, matko i córko... Zaraza przesadza, nie z obiadem, z jazdami za kółkiem. Prawko dopiero od doby... Zielone to i ...wiadomo, rozum poszedł w siną dal...
Nim oddech się matce wyrównał, kolejnego otrzymałam esemesa:

"mamuś, mruga mi coś i skowyczy. Ignoruję to!"

- w sensie, że co?

"nie wiem, na czerwono do mnie mruga. hałasy wydaje!"

- wszystko włączyłaś, wszystko wyłączyłaś?!

"niby skąd mam to wiedzieć. Pierwszy raz Lole prowadzę!"

 - dziecko!

"Ona mnie ignoruje też. jedzie, jakby ją  za tyłek coś ciągnęło!"

- dziecko a  nie zaciągnęłaś przez przypadek ręcznego?!

"jaka ty mamusia mądra jesteś. zaciągnęłam i zapomniałam.
Alice tez tak podpowiadała. ignorowałam ją... (hi Kasia's mom. Here is Alice).
  Ale czy ona musiała mnie tak stresować. Lola nie Alice?!
 To jedziemy. do godzinki będziemy. pa".


Cóż, dziecko próbowało rozwinąć prędkość przy zaciągniętym ręcznym, w tzw. międzyczasie dyktowała amerykańskiej Chince wiadomości dla matki. Dyktowała z każdym ogonkiem, kropeczką i kreseczką.... Jeżu, widzę,  jaki miały ubaw...
Po godzinie wróciła cała i uśmiechnięta. Na spokojnie przebadała wszystkie wajchy i inne wianki w Loli. Od pięciu dni regularnie otrzymuję wiadomości: wyjechałam, dojechałam.  Czy sie mniej niepokoję?...
No pasa nada...

Pozdrawiam najcieplej, najsłoneczniej, najserdeczniej. 
                                                Życzę samych radosnych chwil.

piątek, 9 sierpnia 2019

Z pamiętnika zatroskanej matki.

Pragnę podzielić się malusią informinką. Kierownicę mamy... właściwie to kierowcę mamy. Nowego, młodego, w naszej rodzinie zaczynającego. Młodociany świeżak cieplutki. Dziecko córczane za ową kierownicę robi. Egzamin praktyczny zdało, uprawnienia w postaci IDusa otrzymało i uznało, że kierowcą jest pełną gębą.... Kierownica, gdyż ona. On kierowca, to dziewczyna jak?! Cieszymy się bardzo. Jeden stres za nami. Nie wiem, czy inni rodzice też tak silnie przeżywają działania swoich dzieci, czy czasem nie przesadzamy, nie ułatwiamy, lekko się nie wygłupiamy. Każdy dzieciak swój stres musi na sobie odrobić. Ale czy rodzic ma obojętnie na to patrzeć li i wyłącznie?! No ja nie potrafię. Troszkę to wspomnień czar, a troszkę próba podpowiedzi co i jak, by się mniej męczyć. Wszak my to już mamy za sobą. To, czyli dorastania trudy (wygi stare my, w bojach zaprawione...).
W każdym razie dziecko okazało mi się bardziej wytrwałe i niezłomne niż przypuszczałam. Ledwie z wakacji wróciła z dłuuuugą przerwą bez jazd, z zerowymi manewrami na placu i na drodze. Nie uległa. Się zaparła, stwierdziła, że terminu testu nie przesunie. Idzie po zwycięstwo i zwyciężyła.
Dziś dziecko taką siłę i moc w sobie czuje, że chce i to w pojedynkę za kółkiem siedzieć. Pewnie jutro przyjdzie opamiętanie i dłuższe, trudniejsze trasy przy udziale rodzica. Dziecię należy do raczej rozsądnych i jednak strach przed szarżowaniem posiada.
taaakkkkkk...
.... strach posiada. Odpowiedzialna, rozważna, się nie wygłupiająca... czy ja o mojej córce?! Toż Ona kluczyk chwyciła, kokiem zarzuciła i oznajmiła: "mamuś, nie trudź się. Do pracy sama pojadę. Wracający Alice zbiorę. Razem dziś kończymy....". Jeżu. Nim się z siedzenia zerwałam, nim do drzwi z wrzaskiem dobiegłam, zobaczyłam tylko jak ta moja wczoraj jeszcze malusia i niesamodzielna dziewczynka w ruch się włącza dziki, drogowy, gęsto autami najeżony. No, wzięło mi białe mignęło w oczach... i tyle dziecko widziałam. (białe to dzieckowy car). Czekam niecierpliwie, by potwierdziła szczęśliwe na miejsce dobicie. Czekam i czekam. Od 20 minut już w robocie. O matce zapomniała... Taką mam nadzieję... Ło matko i córko, to nie wiem cieszyć się, że egzamin zdała (za pierwszym w dodatku podejściem) czy jednak zacząć bać?! A tak się cieszyłam przez chwilę, że nie trzeba będzie wszędzie wozić. Że skończy się wieczne - mamo zawieziesz, mamo przywieziesz, maaaamooo dowieziesz?! Mamo musisz być, inaczej się spóźnię.... Przed czasem chyba była ta radość...
Młode już rwie się do samodzielności. Tak szybko. Toż to jeszcze pisklak nieopierzony. Marne 17 lat na karku. Nie jestem pewna czy chcę....
Dam Zarazie jeszcze 10 minut. Jak się nie odezwie, pojadę i zza krzaka spoziernę czy  cara zaparkowana przed robotą. Cała i bez wgnieceń.... Z dzieckiem chwilowo mniejsza. Nie mam siły się awanturować. Sobie odbiję kazaniem wieczorkiem, nie będę przy ludziach wstydu robić....
                                                                 Pozdrawiam słonecznie!