wtorek, 2 sierpnia 2011
sobota, 30 lipca 2011
Mister X
Jedna praca w rozsypce, druga zaczęta. Tak to niestety czasem bywa. Kto zna, ten wie, kto nie zna, oby się nie dowiedział. Cytrusy z tujami prawie na ukończeniu. Jednak nadal panujący żar męczy wciąż. Podwójnie przy ciągłych zmianach kolorów. Czyli praca jest na etapie końcowego dzióbania po 3 krzyżyki w coraz to innym kolorze. Zniechęcające troszkę. Zapragnęła się ciągłość nitkowa. W nowej pracy jest jej w nadmiarze. Dusza podpowiada, że znielubię. Jest to praca terminowa i sympatie nie mają znaczenia.
Ledwie nadczęte:
Ledwie nadczęte:
wtorek, 26 lipca 2011
kartka okazjonalna
Cała w brązach. Na powyższym zdjęciu udało się uchwycić odcień jaśniejszego z papierów. Delikatna kawa z mlekiem połamana gorzką czekoladą, otoczona złotem z odrobiną miedzi. Jeden z papierów tłoczony specjalnie na kartkową okazję. Zdjęcia marnej jakości. O ironie zakrawa, że dokładne na czas focenia zaczęło padać i świat zapadł się w ciemnościach. Kartka poszybowała na pocztę, słoneczko wypłynęło na nieba przestrzenie...
Ostatnio stawiam na dziką wręcz prostotę. Minimalizm zaczyna cieszyć. Mam nadzieję, że i obdarowanych. Przy okazji darowania, wszystkim Aniom, Annom, Ankom i Aneczkom składam najserdeczniejsze życzenia wszystkiego co najlepsze!
Ostatnio stawiam na dziką wręcz prostotę. Minimalizm zaczyna cieszyć. Mam nadzieję, że i obdarowanych. Przy okazji darowania, wszystkim Aniom, Annom, Ankom i Aneczkom składam najserdeczniejsze życzenia wszystkiego co najlepsze!
wtorek, 19 lipca 2011
ramki
... nie moje. Emili. Gorąco jednak polecam, by pooglądać. Nie jest ich zatrważająco dużo, ale obrazy w nich nabierają mocy i cudnieją jeszcze bardziej. Maleńka namiastka:
Zdjęcie autorki i link do koniecznego podpatrzenia: cruzhobby.
Chłodniej nie jest, jednak przy społecznościowym zrozumieniu, jakoś lżej na duszy i ciele. Byle do poniedziałku. Potem tydzień ulgi. Marne 30 stopni. To tylko żyć i szaleć. Na okoliczność - w domu jestem i mogę coś po placówkach handlowych pozałatwiać, zeszyty jakieś (książki szkoła daje, taki zwyczaj), tornistry, chlebaki i wszelkie inne takie tam, tudzież jakieś majty kąpielowe (brak niestety, w dekoracjach zima już zawitała, to o jakich kąpielowych ja myślę), zapasy żarełka na kolejne dni i wszelkie inne, z maluchami pojechali my. Małe po chwilce pobuntowały się i uznały, że jednak do domu proszą i odmówiły wszelkich jazd różnych innych. Nawet zabawką nie dały się przekupić, to młodszy. Panna nadobna zrezygnowała z wizytowania księgarni. Nie dziwię im się. Nie ma to jak własny ogród. Tu i tam z cieniem. Wiaterek przywędrował, to nawet znośnie jest. Zastanawiam się tylko, czy człowiek to na pewno jeść musi, gotowane? Z drugiej strony, jak długo ma arbuzie można ciągnąć?
Wcześniej zamieszczone zdjęcia morskie miały obrazować spokój i bezruch wszechogarniający. No żeby i fale morskie odmówiły wzmożonej pracy, to dziw. Inna sprawa, że takie zatrzymanie, spowolnienie też ma swój dziki urok i te kolory jak z egzotycznych obrazków...
Życzę wszystkim, by kolejne dni były słoneczne, ciepłe, ale w granicy przyzwoitości. Sobie życzę dużo deszczu...
Zdjęcie autorki i link do koniecznego podpatrzenia: cruzhobby.
Chłodniej nie jest, jednak przy społecznościowym zrozumieniu, jakoś lżej na duszy i ciele. Byle do poniedziałku. Potem tydzień ulgi. Marne 30 stopni. To tylko żyć i szaleć. Na okoliczność - w domu jestem i mogę coś po placówkach handlowych pozałatwiać, zeszyty jakieś (książki szkoła daje, taki zwyczaj), tornistry, chlebaki i wszelkie inne takie tam, tudzież jakieś majty kąpielowe (brak niestety, w dekoracjach zima już zawitała, to o jakich kąpielowych ja myślę), zapasy żarełka na kolejne dni i wszelkie inne, z maluchami pojechali my. Małe po chwilce pobuntowały się i uznały, że jednak do domu proszą i odmówiły wszelkich jazd różnych innych. Nawet zabawką nie dały się przekupić, to młodszy. Panna nadobna zrezygnowała z wizytowania księgarni. Nie dziwię im się. Nie ma to jak własny ogród. Tu i tam z cieniem. Wiaterek przywędrował, to nawet znośnie jest. Zastanawiam się tylko, czy człowiek to na pewno jeść musi, gotowane? Z drugiej strony, jak długo ma arbuzie można ciągnąć?
Wcześniej zamieszczone zdjęcia morskie miały obrazować spokój i bezruch wszechogarniający. No żeby i fale morskie odmówiły wzmożonej pracy, to dziw. Inna sprawa, że takie zatrzymanie, spowolnienie też ma swój dziki urok i te kolory jak z egzotycznych obrazków...
Życzę wszystkim, by kolejne dni były słoneczne, ciepłe, ale w granicy przyzwoitości. Sobie życzę dużo deszczu...
siły brak
Kolejna porcja marudzenia. Na to jedno starcza sił. Na wszystko inne ich brak. Brak sił na działanie, na tworzenie, bycie, nawet życie. Cykl dzieli się obecnie na bieganie od klimatyzatora do klimatyzatora. Dziwne, że na bieganie sił starcza. A może to ostatnie ich wykrzesywanie. Z auta do domu. Jeśli konieczność z domu do auta i natychmiast kurcgalopkiem z auta do sklepu. Byle tam, gdzie chłodno i gdzie brak wilgoci, tej mazi oblepiającej, duszącej, dławiącej, lepkiej. I tak dzień za dniem, noc za nocą, bez wytchnienia i najmniejszego chłodku. Potem jest dłuuuga ciepła jesień, ale to dopiero za półtora miesiąca. Nic nie robię. Nie mam chęci. Schematy przygotowane, nitki posegregowane. Wszystko leży kupą na stoliczku i czeka lepszych dni. Zalegam z zobowiązaniami. Nie wywiązuję się z umów. Jadę do pracy, jakoś się trzymam i zaraz po powrocie do domu padam w bezsile i niemocy. Co to będzie, co to będzie. Póki co są wyjazdy niedzielne nad wodę.
W korkach się stoi szalonych. Widać większość padniętej gawiedzi o tym samym myśli, o odrobinie ochłody nad wodą morską, o odcięciu od zmory pogodowej. A kiedy już na parkingu miejsce znajdzie się, można na piaski iść i delektować cudem natury. Czasem cud ten nieco zwodniczy jest. Niby za chmurką, niby spokojnie, a potem w domku rany się liże i na każde dotknięcie syczy. Ostatnio skwiercząco było. Choć słonka na lekarstwo. Czy jednak na pewno?
Lubię spokój plaży. Zapatrzenie w morską dal, zasłuchanie w szumy, w mewie skrzeki... Oby do kolejnej niedzieli...
Co sobie popatrzę, to mi troszkę lżej.
Ślicznie upraszam się o wybaczenia. Nie ma siły do blogów zaglądać. Komputer omijany łukiem jest. Jakiś gorąc z niego bucha, uf jak gorąco...
W korkach się stoi szalonych. Widać większość padniętej gawiedzi o tym samym myśli, o odrobinie ochłody nad wodą morską, o odcięciu od zmory pogodowej. A kiedy już na parkingu miejsce znajdzie się, można na piaski iść i delektować cudem natury. Czasem cud ten nieco zwodniczy jest. Niby za chmurką, niby spokojnie, a potem w domku rany się liże i na każde dotknięcie syczy. Ostatnio skwiercząco było. Choć słonka na lekarstwo. Czy jednak na pewno?
Lubię spokój plaży. Zapatrzenie w morską dal, zasłuchanie w szumy, w mewie skrzeki... Oby do kolejnej niedzieli...
Co sobie popatrzę, to mi troszkę lżej.
Ślicznie upraszam się o wybaczenia. Nie ma siły do blogów zaglądać. Komputer omijany łukiem jest. Jakiś gorąc z niego bucha, uf jak gorąco...
środa, 13 lipca 2011
Etapowanie na ekranie 2
Ciężko igłę trzymać. Strumienie spływają z tu i tam. Łaźnię mamy za oknem, w domu, w całym jestestwie. Niby wakacje są i naturalne to, ale czy na pewno?
Pozdrawiam żarnie
piątek, 8 lipca 2011
etapowanie na ekranie
Etap pierwszy:
Nadal żarno. W zapowiedziach burze i deszcz, na jakieś 30%. Życie to jest jednak pokrętne i złośliwie nie zadowala tam, gdzie należy...
Pozdrawiam padająco.
ps. na ogórki zaraza padła. Nie wyrosły, nie okwieciły się i nawet o zapyleniu nie ma co mówić, a już zdechnięte i pełne dziur w sobie. Nie będzie ogórka w tym roku. Za to kopru zatrzęsienie...
Nadal żarno. W zapowiedziach burze i deszcz, na jakieś 30%. Życie to jest jednak pokrętne i złośliwie nie zadowala tam, gdzie należy...
Pozdrawiam padająco.
ps. na ogórki zaraza padła. Nie wyrosły, nie okwieciły się i nawet o zapyleniu nie ma co mówić, a już zdechnięte i pełne dziur w sobie. Nie będzie ogórka w tym roku. Za to kopru zatrzęsienie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)